To już mała tradycja. Przychodzi wrzesień, a my jedziemy do Madhya Pradesh. Jeszcze przed zakończeniem monsunu. Wtedy MP (bo tak mówi się na te stan zdrobniale) jest zielono i już nie tak gorąco, choć nadal wilgotno.
Tym razem wybraliśmy się do Bhopalu. Niewiele znam osób, które to miasto i okolice odwiedzały. Bhopal nie jest specjalnie znany ze swych atrakcji turystycznych. Być może to przez tragedię, która wydarzyła się tu w 1984 roku, kiedy wypadek w fabryce pestycydów spowodował śmierć kilku tysięcy osób. Choć minęło już prawie 30 lat pamięć o tamtych wydarzeniach jest wciąż powszechna, a trujące odpady zalegają w okolicach zakładu po dziś dzień. Ani Bhopal ani jego okolice nie zasługują jednak na surową ocenę. Prawie w środku miasta mieści się park narodowy, na jego obrzeżu tuż przy brzegu sporego jeziora zlokalizowano spory kompleks turystyczny. My z oferty miasta wybraliśmy wizytę w muzeum, w meczecie oraz w zoo. Rozciągnięte na przestrzeni 5 km ciąg wybiegów pełnych zieleni, nie przypomina tradycyjnego indyjskiego ogrodu zoologicznego. Zwiedzało się nawet bardzo przyjemnie.
Jeszcze fajniejsze było muzeum etnograficzne z bardzo ciekawym zbiorem informacji o życiu indyjskich plemion. Generalnie fanem indyjskich muzeów nie jestem. Sporo już przybytków tego typu widziałem i bardzo dobrze definiuje je jeden przymiotnik, mianowicie: muzealny. Rzadko są to bowiem miejsca nowoczesne, rzadko nie ma w nich kurzu i rzadko wchodzi się do nich z przyjemnością. Na tym tle muzeum w Bhopalu wyróżniał się ponadprzeciętnie. Przestronne sale, przemyślana kolekcja eksponatów i do tego całkiem fajny skansen.
Meczet ogromny, było więc co zwiedzać.
Niestety zwiedzanie muzeum znudziło się Michasiowi mniej więcej w połowie i zapowiedział, że dalej nie idzie.
Jedyną opcją zwiedzania było noszenie.
Wśród eksponatów z różnych regionów Indii.
Sebastian, to naprawdę świetny blog. No iWasze podróże, pasja poznawcza. Dzięki. I pozdrowienia z Poznania.
Miło oczywiście słyszeć, ale bez przesady. Janek muszę przyznać, że stałeś się ostatnio najbardziej zaciętym komentatorem 🙂 Pozdrawiamy!
Jestem fanką Janki. Ona chyba nigdy się nie męczy 🙂
Cześć, ja nie komentuję, po prostu lubię tu zaglądać. Trochę się czuję jakby znowu w Indiach… Pozdrowienia, tu mroczny listopad…