Droga była długa i męcząca. Mieliśmy w sumie do pokonania 1800 km w jedną stronę w dwa weekendowe dni. W sobotę parliśmy w zasadzie non-stop po autostradach naszego zachodniego sąsiada (robiąc tylko przymusowe przystanki co 2,5-3 godziny na karmienie, przewijanie, tankowanie, zmianę kierowcy) – swoją drogą sami się zastanawiamy jak nasz maluch wytrzymał te 13 godzin w podróży! W niedzielę postanowiliśmy sobie i Michasiowi urozmaicić przejażdżkę i zatrzymaliśmy się na dwa krajoznawcze postoje: w Hohenschwangau i w Vaduz.
Pierwszy, to punkt wypadowy do baśniowych zamków Ludwika II (trzeba mieć fantazję, żeby sobie w zamku sztuczną grotę wstawić…), a drugi – do największej wsi wśród europejskich centrów finansowych, czyli stolicy Liechtensteinu.
Pierwszy, to punkt wypadowy do baśniowych zamków Ludwika II (trzeba mieć fantazję, żeby sobie w zamku sztuczną grotę wstawić…), a drugi – do największej wsi wśród europejskich centrów finansowych, czyli stolicy Liechtensteinu.
Łowicza?