Mimo naszych szczerych chęci, ze świąt nie mamy za dużo zdjęć. Nie ma więc dowodów na to, że były zupa grzybowa i królewska, pierogi z kapustą i grzybami, sporo śledzi oraz makowce. Wszystkie te rzeczy są tu nieznane, ale z pomocą przesyłek z Polski i prezentów od znajomych (Marysia deklaruje, że za rok sama ukisi kapustę) udała się prawdziwa wieczerza.

Pierogi to zasługa Anokiego, który pracuje wśród Polaków od lat i wie jak przygotować większość potraw wigilijnych. On też zrobił jarzynową – wystarczyło dodać czosnek do smaku i była jak w domu. W tle Marysia piecze makowce (dla uważnych: mak gotowy z puszki, a butelka czerwonego wina służyła tylko za wałek… ).

Sunita to aya (niania) Michasia. Świetnie się dogadują, oczywiście w hindi. Ku naszej radości hobby Sunity to prasowanie i jak tylko ma wolną chwilkę to rozkłada deskę. Podobno też dobrze gotuje, ale na razie nie ma kiedy tego pokazać, bo Żab jest trochę zbyt absorbujący.

Grzybową gotował Bastek, Michaś wyjadał makaron.

Choinka sztuczna, ale Michatkowi się podobała. Tak jak masa prezentów pod nią – część to niespodzianki z Polski 🙂 Podobno jeszcze jedna paczka jest w drodze, ale obawiamy się, że ją zagarnęli piraci u wybrzeży Somalii.

Jeszcze nie tym razem – póki możemy nie dajemy Michasiowi czekolady i cukierków. Za to domowe ciasta jadł bez ograniczeń.

Bardzo istotna część wieczoru – rodzinne święta w Sopocie i Łowiczu. Dzięki skype’owi czuliśmy się jakbyśmy byli na miejscu…
PS. Pozostałą część świąt spędziliśmy tradycyjnie – jedząc, czytając książki i oglądając wszystkie cztery części “Szklanej pułapki”.
A naszą kartkę też porwali piraci? czy dotarła?
Na razie nie dotarła, pewnie też gdzieś w Afryce jeszcze.
:(, a taka ładna była!
o, też macie wpisy dopiero świąteczne 🙂