Jaipur – męska wyprawa [Indie, Radżastan]

To miała być nasza męska wyprawa, tylko ja i Michatek. Może nie do końca męska, bo jeszcze dołączyli do nas nasi goście: Asia i Marcin. Ale dla nas była męska, bo bez naszych dziewczyn.

Okazja była nie byle jaka. Dzień przed słynnym festiwalem kolorów Holi w Jaipurze odbywa się słynny festiwal słoni, czyli idealna okazja, by poznać stolicę Radżasthanu z nowej strony. Wyjechaliśmy w poniedziałek wieczornym pociągiem dwupiętrowym – ciekawym, bo jedynym tego typu w całych Indiach. 250 km pokonaliśmy w trochę ponad 4 godziny. Michaś przez całą drogę miał raczej dobry humor. Pomogło oglądanie bajek na naszym tablecie 🙂

Niestety Michaś, który zasnął w rikszy obudził się przy wchodzeniu do hotelu. No i zaczęła się symfonia na cztery fajerki. Mały Maharadża zażyczył sobie bajek, to się jeszcze dało zrobić, ale na hasło idziemy spać wpadł w ryk i zaczął wołać, że chce do mamy. To nie jest jakaś wielka nowość, bo po wsiadaniu do pociągu dawał sygnały, że nie będzie mu łatwo bez mamy wytrzymać. Mój problem był jednak poważniejszy, bo tym razem chodziło o rzecz poważną: zasypianie. A przecież od dawna Michaś zasypia z mamą. Janka inaczej, bo na zmiany raz ze mną raz z mamą. Michaś zawsze z mamą. Ponownie chwilowo pomogło oglądanie bajek. Ale tuż po ich zakończeniu znów była awantura. Próbowaliśmy dzwonić do mamy, ale to też nie rozwiązało problemu. Padł dopiero, gdy naprawdę zmogło go zmęczenie, czyli już dobrze po północy.

Nasz plan zwiedzaniowy zakładał wczesną pobudkę. Nic z tego. Jak się można było spodziewać, po takim wieczorze Michatek nie obudził się o 8-mej. Wstał dopiero półtorej godziny później. Pewnie już dawno goście pojechaliby zwiedzać Amber fort, ale nasz umówiony rikszarz spóźnił się, a na dodatek w hotelu wynikło jakieś zamieszanie z naszymi pokojami.Wyjechaliśmy więc ze sporym opóźnieniem.

Na pierwszy ogień poszedł Amber fort. Michatek dzielnie wspiął się na połowę zamkowego wzgórza, resztę trzeba było go wnieść. Widać było wyraźnie, że jednak się nie wyspał. W forcie modyfikujemy trochę naszą strategię. Wchodzimy z Michatkiem do kolejnych przedsionków i siadamy, a goście w tym czasie zwiedzają wszystko co dostrzegą. Z czasem humor nieco mu się poprawił, ale to dlatego, że obiecałem mu deser w fortowej księgarni*. I to życzenie udało się spełnić. Tylko zamiast ciastka były lody, na szczęście to nie był jakiś większy problem :).
Kolejny punkt programu zakładał zwiedzanie pałacu maharadży i okolic. W drodze zmęczony Michatek odpadł. Nie było rady, nie miałem wózka, zwiedzanie zostawiłem więc gościom, a sam z maluchem zostałem w rikszy, by się spokojnie wyspał. Tak minęło mi kolejne półtorej godziny.

Pod wieczór sytuacja miała wrócić do normy. Liczyłem, że wyspany maluch nie będzie w stanie oprzeć się festiwalowym atrakcjom: słoniom.

 Zwiedzanie zaczynamy do fortu.

 Dla poprawy nastroju zabawa czapkami.

 i telefon do mamy:)

 Potem odpoczynek na schodach i fort można uznać za zwiedzony.

 A w tej rikszy spędziłem urocze 1,5 godziny, czekając aż brzdąc się obudzi.

*Michatek na kawiarnię mówi księgarnia 🙂

This entry was posted in Indyjskie and tagged , . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *