Wirus niestety przeżył, przezimował w jakimś ciemnym kącie naszego mieszkania. Tym razem jednak zaczaił się na Jankę. Do tego to jakaś wredna mutacja. Od jakiegoś miesiąca dziewczyna robi nam regularne awantury. O co? Tego dokładnie nie wiadomo. W każdym razie poza płaczem, krzykiem i rzucaniem się na podłogę wirus objawia się także … ślinieniem tego co popadnie i zwijaniem dywanów. Czemu te biedne dywany i wykładziny sobie na takie traktowanie zasłużyły, tego uczonym nie wiadomo. Może po to byśmy awantury nie zamietli pod dywan?
Sprawa jest przedmiotem wnikliwej analizy. Jeśli badania zostaną kiedykolwiek opublikowane – antyNobel murowany. Nam, gdy córa wpada w swój codzienny szał, jest jednak nie do śmiechu. Co robimy? Generalnie kontrolowana ignorancja, czyli staramy się nie zauważać, ale gdy awantura zaczyna przeobrażać się w agresję, co zdarza się rzadko, zaczynamy ingerować.
Trzymajcie kciuki, mamy nadzieję, że tak jak w przypadku Michasia bunt w końcu minie. Na szczęście doświadczenie pierwszego dziecka sprawiają, ze tym razem podchodzimy od sprawy z większym spokojem.
Aktualizacja: Kilka dni po napisaniu tego wpisu bunt jakby ustał. Dywany nie zmieniają już tak często miejsca pobytu, a moje ubrania nie są już tak mocno poślinione.
Cześć, to ja, Wasz wierny kibic. Chciałbym sie podpisać również pod stwierdzeniem, że pierwsze dziecko daje dystans w spojrzeniu na drugie, A prxy trzecim… Totalny luz, rutyna 🙂 Pozdrowienia ze skraju zimy