Sierpień i początek września spędziliśmy w Delhi. Po długim urlopie w Polsce musieliśmy się na nowo zorganizować. Michaś zaczął szkołę, Janka wróciła do przedszkola, a Basiunia trafiła w ręce opiekunki, my wróciliśmy do pracy. Słowem zmiany, zmiany, zmiany. Nie było mowy o tym by gdzieś wyjechać, zresztą nie zachęcała do tego pogoda. Kolejne weekendy spędzaliśmy w Delhi starając się odnaleźć w nowej sytuacji. Trochę swobody mieliśmy tylko w czasie weekendów, wystarczyło by odwiedzić dwa delhijskie muzea, które do tej pory jakoś pominęliśmy.
Jednym z nich było Muzeum Rzemiosła. Okazało się ono całkiem przyjemnym miejscem. Wybraliśmy się tam w nieco okrojonym składzie: tylko ja z Janką. Reszta rodziny została w domu. 
Dzielnie zwiedzaliśmy ekspozycję, w połowie Janka już nieco się znudziła i zaczęła energiczniej ciągnąc w kierunku domu. Na szczęście dała się nakłonić do tego by obejrzeć całe muzeum. Ekspozycja nie była wcale taka nudna, może nieco zakurzona, ale nie nudna. Na koniec zajrzeliśmy jeszcze do restauracji, gdzie humor podreperować miały naleśniki. Niestety okazało się że miejscowy szef robi naleśniki wedle inne receptury niż mama, a że Janka przechodzi właśnie fazę kulinarnego konserwatyzmu, to nieco inny kształt i odważniejszy smak naleśnika stał się pretekstem do odrzucenia przysmaku. Cóż musiałem się poświecić i zjeść też jankowe danie. Taka karma.