Dialog między M i M
M: Michaś, chcesz siusiu?
M: Nie. Dziękuję.
Ta urocza konwersacja świadczy nie tylko o dobrym wychowaniu naszego syna, który dość powszechnie używa zwrotów grzecznościowych, ale przede wszystkim o tym, że udało nam się wreszcie pozbyć pieluch!
I też ten nasz sukces wcale nie jest pełny, bo na noc nasz mały książę wciąż czasem nadziewa jeszcze na siebie pampersa. Najgorsze, że cała ta akcja zajęła nam prawie rok. Michaś był nadzwyczaj odporny na wszelkie próby nakłonienia go do pomysłu korzystania z nocniczka. Chłopcy uczą się tego później i dłużej niż dziewczynki – pocieszali znajomi. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że to nie to było głównym problemem. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Konkretnie zawinił nasz tryb życia: liczne wyjazdy, niezliczone odwiedziny gości i brak rutyny dnia codziennego, czy przynajmniej miesięcznego okresu jako takiej stabilizacji. Potem zrobiło się chłodno i musieliśmy znów przeprosić się z pieluchą. Do tego w styczniu przyjechali do nas kuzyni. Liczyliśmy, że to pomoże Michatek podpatrzy jak sprawę toalety załatwiają starsi. Było wręcz odwrotnie. Podekscytowany odwiedzinami maluch w ogóle nie chciał o nocniku słyszeć. W lutym i kwietniu to my wyjechaliśmy i trening można było odłożyć na półkę. Dopiero w maju udało się zrobić jako takie postępy, ale potem nadszedł czerwiec, a z nim kolejne odwiedziny rodziny i stres związany z zajęciami w nowej szkole. Potem wyrwaliśmy kolejną kartkę z kalendarza i zrobił się lipiec. Michaś był w domu i udało się wreszcie osiągnąć sukces.
Czasem jeszcze zdarzy się wpadka tu i tam, ale generalnie jest okey. Teraz czeka nas prawdziwe wyzwanie. Zaczynamy sezon wyjazdowy i trzeba będzie naszego malucha nauczyć korzystać z indyjskich toalet. Tylko jak? Skoro nawet ja nie zawsze wiem jak to zrobić i przeżyć…