Kiedyś zamawialiśmy najbardziej egzotycznie brzmiące danie z menu i zastanawialiśmy się co to będzie. Dziś element zaskoczenia nadal pozostał. Tylko, że teraz zamawiamy z karty najbardziej europejskie danie i zastanawiamy się ile będzie przysłowiowego cukru w cukrze. W naszym przypadku rolę cukru pełni zwykle pizza.
Przytoczony przeze mnie w jednym z poprzednich wpisów Michasiowy sen o pizzy nie jest wcale przypadkiem. Natura tego snu pokazuje pewien głębszy problem widoczny w naszych podróżach.
Nasze wyjazdy mają bowiem w coraz większym stopniu charakter podróży kulinarnych. I to mogłoby nawet nie być takie złe, gdyby nie to, że my wcale nie próbujemy specjałów kuchni indyjskiej. Nie, my raczej w każdym nowoodwiedzonym miejscu szukamy restauracji, która mogłaby nam zaoferować sztandarowe dania kuchni włoskiej z pizzą i makaronem na pierwszym miejscu. Wszystko za sprawą naszego małego podróżnika Michatka, który jakoś nie przekonał się do chicken tikka masala, czy paneer curry. A już w szczególności nie lubi nic co jest ostre, a nie trzeba pisać, że w Indiach takich rzeczy jak na lekarstwo, bo nawet naleśnika z dżemem, dostaliśmy ostatnio na ostro…
Bez względu więc, czy jesteśmy na południu, czy na północy, w wielkim mieście, czy na końcu świata w jakieś małe wiosce, przeglądamy listę restauracji pod jednym tylko kątem. Czyniąc to z uporem godnym maniaka. Jakby do nas nie docierało, że Włochy są bardzo, ale to bardzo daleko, a wiedza nt. przyrządzania włoskich specjałów zdaje się wśród indyjskich kucharzy równie odległa. Zwykle więc nasze poszukiwania kończą się źle, albo bardzo źle. Np. w Pellingu w restauracji zamiast zamówionego makaronu penne w sosie grzybowym dostaliśmy makaron z paneerem, czyli indyjskim serem (ta dziwna wymowa kelnera, gdy powtarzał nasze zamówienie powinna była wzbudzić nasze zaniepokojenie). Ta fuzja smaków kombinacja okazała się dość interesująca, ale daleka od kanonu sztuki. Zresztą kontrola jakości przeprowadzona przez naszego małego testera od razu odrzuciła te kulinarna aberracje.
Jakże miłą odmianą dla mojej kochanej rodziny była wizyta w Dharamsali. Wioska znana jest na świecie z zupełnie innych niż kulinarne powodów, ale to właśnie ten aspekt wyjazdu utkwił nam w pamięci najbardziej. Dharamsala pełna jest restauracji serwujących prawdziwą włoską pizzę, lasagnę, cannelloni, czy spaghetti; kawiarni z doskonałą kawą i pysznymi ciastami i jeszcze lepszymi lodami. Nic dziwnego, że tak wielu zagranicznych turystów zakochuje się w tej górskiej wiosce i zostaje tu czasem nawet kilka miesięcy. My niestety spędziliśmy w Dharamsali tylko trzy dni.
Fajno. Rozumiem, ze Michatek nie przepada tez za innymi specjalami kuchni Brytyjskiej (poza chicken tikka masala znaczy sie)?