Rzadko zdarza nam się wracać do raz zwiedzonych miejsc. Oboje jesteśmy tym typem podróżników, którzy ciągle szukają nowości, którzy lubią być zaskakiwani przez odwiedzane miejsca, czy spotykane osoby. Wyjazd do Varkali był po wizycie w Kochi drugim odstępstwem od tej zasady. Wszystko dlatego, że położona tuż pod stromym klifem plaża jest jedną z najpiękniejszych na świecie. Ale to nie wszystko. Na górze na skarpie mieści się prawdziwy turystyczny raj, jest wszystko czego wędrowcom potrzeba: hotele, biura podróży, sklepiki sprzedające pamiątki i indyjskie ciuchy, a przede wszystkim restauracje z przepysznym (powtórzę przepysznym) jedzeniem. Inaczej niż w innych częściach Indii w Varkali bez problemów znaleźć można chleb i kanapki, prawie tak dobre jak w Polsce; pizzę, która smakuje jak włoski wyrób z prawdziwego zdarzenia; niemieckiego sznycla (dla nas substytut schabowego). Na poszukiwaczy egzotyki czekają też dania kuchni chińskiej, tajskiej, izraelskiej, no i oczywiście indyjskiej. Prawdziwe mistrzostwo lokalnych restauracji przejawia się właśnie w potrawach tej ostatniej, no a przede wszystkim rybach i owocach morza. Istne niebo w gębie.
Plaże w Varkali są niewielkie, ale spektakularne.
Można też cieszyć się morzem w mniejszym towarzystwie na czarnej plaży.
Dzieci były zachwycone.
Nawet Janka, choć ani razu nie dotknęła piasku.
Fale były takie, że nie odchodziliśmy dalej niż kilka metrów od brzegu, a i tak potrafiło nas zakryć.
Sylwestra (podobnie jak inne wieczory) spędziliśmy jak przystało pod palmami z drinkami w dłoniach.
Konsumując połów dnia.
Ciągie nie rozumiem, czemu nas tam nie ma 🙁
Ada tez nie lubi wracac do raz odwiedzonych miejsc, tylko zwykle rozciaga to na caly kraj. Tak wiec jak juz nam sie uda wybrac do tych Indii to bedziemy musieli zwiedzic wszystkie highlighty 🙂