Roadtrip [Qinghai, Gansu]

Możliwości wyjazdu z Chin mamy nadal mocno ograniczone. STOP. Wróć. Możliwosci wyjazdu z Chin mamy. Problem jest z powrotem. Nasi gospodarze, od kiedy wydali wirusowi totalną wojnę, to przestali w zasadzie wpuszczać do siebie obcokrajowców. A jak już to robią, to tylko w wyjatkowych przypadkach i tylko w taki sposób by do przyjazdu/powrotu maksymalnie zniechęcić. Podjęliśmy więc w tym roku strategiczną decyzję i na wakacje nigdzie stąd nie wyjeżdżamy. Dobrze nam tu po prostu tak bardzo, że nawet do Polski nie będziemy lecieć. Co tam Polska? Niby nasza ojczyzna, niby rodzina, przyjaciele i znajomi. Ale przecież tu z każdej strony słychać, że nie ma co nigdzie jechać, bo wiadomo za granicą wirus, chaos i armagedon po prostu. Przynajmniej tak tu w telewizji mówią i w gazetach piszą. A wiadomo w telewizji i gazetach nie kłamią. Mówili też, że na miejscu w ogóle fajniej to postanowiliśmy posłuchać i te Chiny nieco dokładniej pooglądać.

No i tak wymyśliliśmy sobie trzytygodniowe wakacje w Gansu i Qinghaju. W zasadzie w Qinghaju i Gansu, ale że hotele w Qinghaju jakoś nie bardzo zagranicznych turystów przyjmują (rzekomo dla ich własnego bezpieczeństwa) to ostatecznie spędziliśmy tam jednak nieco mniej czasu niż początkowo planowaliśmy. Zresztą jakiegoś dużego planowania nie było, gdyż pojechaliśmy naszym własnym samochodem. Dawało nam to sporo elastyczności i swobody przy tworzeniu programu wycieczki. Niby zrobiliśmy na tym wyjeździe 5,5 tys. kilometrów, ale drogi w Chinach są tak dobre, że jakoś specjalnie tego nawet nie odczuliśmy. No i najważniejsze, że mogliśmy ze sobą zabrać mnóstwo sprzętu i jedzenia. A bagażnik mamy pojemny więc spokojnie zmieścił i namioty, śpiwory, kuchenkę i ogromne zapasy jedzenia dla całej naszej trójki, która wciąż niechętnie je chińszczyznę.

Obcokrajowcy prowadzący samochód i nasze dyplomatyczne tablice budziły czasem sporo zdziwienia, ale i tak największym problem w przypadku samochodu była chyba technika. Okazuje się, że w odleglejszych od Pekinu miejscach zautomatyzowane systemy parkingowe nie rozpoznają dyplomatycznych blach. Trzeba więc było liczyć na łut szczęścia (bo czasem system przydzielał nam jakiś losowy numer), albo pomoc obsługi. Najwięcej wrażeń dostarczały nam jednak spotkania z chińską bezpieką, która uważnie śledziła naszą podróż, czy to wpadając na pogawędkę , czy dyskretniej zbierając nasze dane od właścicieli hoteli lub po prostu śledząc nasz samochód za pomocą wszechobecnych kamer drogowych i rejestratorów. W sumie tylko raz było to naprawdę uciążliwe, gdy do naszego pokoju o 23-ciej wpadła siedmioosobowa grupa różnych służb wypytać co my w zasadzie robimy i czy na pewno przeszliśmy kwarantannę, bo oni już od bardzo dawna nie widzieli żadnego obcokrajowca…

This entry was posted in chinski and tagged , . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *