Gdy obserwowałem pogodę za oknem zaczynałem wątpić w powodzenie naszego planu. Do tego prognozy też nie pozostawały złudzeń. Pogodowo miało być słabo. Systematyczne odświeżanie ekranu komputera nic w tej sprawie nie zmieniło. W nocy temperatura spadać miała blisko zera. Znajomi pukali się w głowę. Z dziećmi na rowery i pod namiot w tę pogodę? Życzę powodzenia. Rok temu było w sumie podobnie, a jakoś daliśmy radę. To i tym razem damy radę pomyślałem i pojechaliśmy. W końcu nie wszyscy, bo Marysia na kilka dni przed wyjazdem zachorowała i musiała odpuścić (została też Basiunia, która za nic nie chciała jechać bez swojej kochanej mamy). Nasza piątka reprezentowana była więc w nieco okrojonym składzie; ja, Michaś i Janka. I właśnie dla tej ostatniej uczestniczki wyjazd był największym wyzwaniem, bo na rowerze nauczyła się jeździć dokładnie tydzień wcześniej! Ale poradziła sobie wyśmienicie.
Poza nami byli też nasi tradycyjni rowerowi kompani: Andruty. A dokąd tym razem pojechaliśmy?
Za naszą zachodnią granicę: do Saksonii, a konkretnie nad Łabę w okolice Drezna.
Pierwszym punktem wycieczki było zwiedzanie Miśni.
A jak wiadomo Miśnia porcelaną słynie. Wizyta w Miśni nie byłaby pełna bez zwiedzania fabryki porcelany.
A z ciekawostek: wiedzieliście, że po wypaleniu porcelana zmniejsza się nawet o 30%
Drugi dzień to łączona wycieczka kolejowo-rowerowa do pałacu w Moritzburgu. Nie mogłem uwierzyć, że ten ciągnięty przez parowóz skład ma oddzielny wagon rowerowy. A jak obsługa zobaczyła naszą wesołą gromadkę, która zjawiła się na peronie w ostatniej chwili, to bez mrugnięcia okiem podstawiła jeszcze jeden taki wagon, by nasz rowerowy sprzęt mógł bez problemu nam towarzyszyć w podróży.
A to już cel naszej podróży, czyli pałac w Mortizburgu.
I wesoła, nieco zmarźnięta, ekipa.
Kolejne dni spędziliśmy w saksońskiej Szwajcarii.
I po tej drugiej stronie Drezna też się świetnie bawiliśmy.
Tu też jeździliśmy na rowerze.
A jeżdżenie na rowerze urozmaicało nam pływanie promami, które łączyły ścieżki rowerowe po obu stronach Łaby.
I chodzenie po górskich szlakach
A te są bardzo urokliwe.
Czasem urozmaicone jakimiś zamkowymi ruinami.
A czasem twierdzą.
A czasem takim wąskim przejściem.
A żeby nie znudziło się nam wędrowanie to jeździliśmy też w góry tramwajem – o taka ciekawostka górski tramwaj 🙂
No i rzeczywiście przez te kilka dni trochę zmarzliśmy, ale w sumie pogoda nie była tak zła jak przypuszczaliśmy, bo było sporo rozpogodzeń. A jak wiadomo jak świeci słońce to od razu robi się przyjemniej. Wyjazd zaliczam więc do bardzo udanych i chętnie do Niemiec i do Saksonii wrócę.