350 rupii za dojazd na dworzec autobusowy? To gdzieś o 250 rupii za dużo. Sprawdzam z inną taksówką. Tym razem już mniej: 250 rupii, ale wciąż sporo za dużo. Zaczynam się targować. Doprecyzowuję z kierowcą, że docelowo chcę jechać do Lonavli. Pod naciskiem zgadza się włączyć taksometr, a na dodatek zawiezie mnie bezpośrednio pod odpowiedni autobus. No dobra. Wsiadam i jedziemy. Tylko gdzie ten taksometr? O jest. Przykryty jakąś szmatą do przecierania szyby. Na wyświetlaniu już dziewięćdziesiąt parę rupii. No tak! Kierowca zapomniał go wyzerować. Przecież był przykryty szmatą 🙂 No nic. Uprzedzam, że te 90 rupii będziemy musieli odjąć od końcowego rachunku i jadę dalej. Kierowca próbuje się tłumaczyć, ale jest już na przegranej pozycji. Ten dworzec jednak coś dziwnie daleko. Zerkam na mapę i podpytuję mojego nowego znajomego. No tak. Jedziemy gdzieś trzy razy dalej niż chciałem. Dam mu jeszcze szansę – myślę. Ale korek – narzeka. Pewnie będzie chciał dodatkową kasę za jazdę w korku – kombinuję, znam nie takich cwaniaków. Przecież wcale nie ma korka. Jak na Mumbaj to w ogóle jedzie się super – odpowiadam. Kierowca nie daje za wygraną. Ale upał – zagaduje. E, jaka tam temperatura? – w sierpniu to dopiero było gorąco. Teraz jest bardzo przyjemnie – ripostuję, antycypując dopłatę za jazdę w trudnych warunkach pogodowych.
Po jakich 30 minutach wreszcie jesteśmy. Na taksometrze 265 rupii. Odjąć początkowe 90 rupii będzie w sumie 175 rupii (czyli trzeba liczyć 200, bo jak każdy indyjski taksówkarz i ten też nie ma wydać). Mój znajomy próbuje jeszcze być twardy i upiera się przy 265 rupiach, ale tylko przez chwilę. Stawiam na swoim i wysiadam. Przede mną kilka drewnianych bud, każda reklamuje jakieś autobusowe połączenia. Dziwne. Kierowca jakoś nie chce mnie zostawić. Ile kosztuje bilet do Lonavli. 300? Coś drogo. Idę do innej budy, mój znajomy za mną. Coś próbuje tłumaczyć, ale nie zwracam na niego zbytniej uwagi. Ile do Lonavli? 320? Wracam do pierwszej z bud. Jeden bilet do Lonavli poproszę. Kierowca ciągle za mną. Płacicie mu jakąś prowizję? – pytam sprzedawcę z drewnianej budy. Prowizję?! Skąd! Żadnej prowizji! Tylko 20 rupii. Żelazna logika. Nie ma co z nią dyskutować.
Patrzę na bilet. Miejsce nr 18, jeszcze da się wytrzymać. Przez chorobę lokomocyjną zawszę wolę siedzieć z przodu. Za ile odjeżdża? Za 10 minut. Pospiesz się, bo ci ucieknie. Musisz iść do skrzyżowania, potem w lewo i prosto – pogania sprzedawca. I rzeczywiście autobus stoi, tam gdzie miał stać. Metalowa puszka z napisem Volvo. Wygląda trochę tak, jakby w poprzednim życiu był przystankiem autobusowym. Pasażerów jeszcze w ogóle nie ma. Szukam numeru 18, ale miejsca oznaczone literami od A do Q. Dopiero gdzieś za połową zaczynają się liczby. 18 wypada tuż przed końcem! Pakuję bagaż, rozkładam siedzenie. Powoli wsiadają kolejni pasażerowie. Autobus nie odjeżdża przez kolejne 30 minut :). Czas wolny poświęcam na czytanie przewodnika. Jeszcze raz przeglądam rozdział o Lonavli. Trafiam na paragraf o transporcie. Piszą, że mój bilet powinien kosztować nie 300 a 95 rupii…
Jestem tuż już od roku, a ile muszę się jeszcze nauczyć. To niesamowite…
Patrzę na bilet. Miejsce nr 18, jeszcze da się wytrzymać. Przez chorobę lokomocyjną zawszę wolę siedzieć z przodu. Za ile odjeżdża? Za 10 minut. Pospiesz się, bo ci ucieknie. Musisz iść do skrzyżowania, potem w lewo i prosto – pogania sprzedawca. I rzeczywiście autobus stoi, tam gdzie miał stać. Metalowa puszka z napisem Volvo. Wygląda trochę tak, jakby w poprzednim życiu był przystankiem autobusowym. Pasażerów jeszcze w ogóle nie ma. Szukam numeru 18, ale miejsca oznaczone literami od A do Q. Dopiero gdzieś za połową zaczynają się liczby. 18 wypada tuż przed końcem! Pakuję bagaż, rozkładam siedzenie. Powoli wsiadają kolejni pasażerowie. Autobus nie odjeżdża przez kolejne 30 minut :). Czas wolny poświęcam na czytanie przewodnika. Jeszcze raz przeglądam rozdział o Lonavli. Trafiam na paragraf o transporcie. Piszą, że mój bilet powinien kosztować nie 300 a 95 rupii…
Jestem tuż już od roku, a ile muszę się jeszcze nauczyć. To niesamowite…
***
Poniżej kilka zdjęć z dwóch kompleksów starych buddyjskich jaskiń, które obejrzałem po dotarciu do Lonavli.
samotny w Indiach? nie wierze? trzeba było ze mną isc na wesele 🙂