W połowie czerwca sytuacja epidemiczna poprawiła się na tyle, że w okolicach Pekinu otworzyły się hotele. Postanowiłem wykorzystać tę okazję i okołobożociałowe wolne i wyskoczyć na chwilę w góry. Oczywiście wciąż nie odważyłem się wyjeżdżać poza Pekin, ale na szczęście stołeczny rejon jest duży i gór w nim nie brakuje. Do tego, te najwyższe szczyty – jak Lingshan i Baihuashan – mają ponad 2 tys. metrów, jest więc gdzie pochodzić i gdzie uciekać przed czerwcowymi upałami. Przy okazji zaliczyłem też najwyżej położony odcinek Chińskiego Muru na terenie pekińskiej aglomeracji. A wiadomo, że wycieczka w góry w Pekinie bez muru, to wycieczka nieudana :). Wziąłem też ze sobą rower, więc poza wędrówkami uskuteczniałem też przejażdżki. Te akurat były najbardziej wymagające, bo o ile podchodzenie 1000-1500 metrów nie stanowi większego problemu to podjazd takiego przewyższenia (zwłaszcza jak już się ma w nogach wcześniejszą wędrówkę) potrafi dać się we znaki. Najdłuższy dystans rowerem – 135 km – zrobiłem ostatniego dnia, kiedy wracałem już do domu, ale tu na szczęście większość było z górki, a na ostatnim etapie dołączyła się też Marysia
















