
Byłem dziś rano pobiegać. I trasie strażnik na wejściu do parku sprawdził ważność mojego testu na COVID. W zasadzie to nie był nawet park, tylko zielony teren nad kanałem. Zwykle nikt tam niczego nie pilnuje, a jak już to tylko każe się rejestrować w takiej miejscowej aplikacji, którą i tak wszyscy muszą tu mieć. Ale sytuacja się zagęszcza. Od paru dni wprowadzono obowiązek sprawdzania ważności testów na koronawirusa (musi być zrobiony do 48h) przy wejściu do budynków komercyjnych i parków. Wyniki testów są widoczne w tej aplikacji, więc w sumie nie jest to specjalne utrudnienie, bo i tak miasto zarządziło, że w naszej dzielnicy trzy kolejne rundy masowych testów (są darmowe). Wczoraj w Pekinie było koło 50 dodatnich wyników, ale głównie u tych co już są w kwarantannie/lockdownie. Determinacja władz nie zna jednak granic. Doszli już do momentu, w którym zaczyna się “strzelać z armaty do wróbla”. Dziś zamknięto restauracje (działają tylko na wynos), a w parkach zakazano piknikowania. Powiedziałbym, że wirus dotarł wreszcie do Chin. Tylko, że to właśnie tu się to wszystko zaczęło…
