Koniec maja, czerwiec i początek lipca upłynął nam pod znakiem wyjazdów weekendowych. Wszystkie sobotnio-niedzielne wolne chwile spędziliśmy poza Warszawą, zwiedzając trzy różne krańce Polski. Aż cztery razy byliśmy na północy (dwa nad morzem, dwa na Kaszubach). Gdyby tego było mało zahaczyliśmy też o Krynicę i Kraków, gdzie pochodziliśmy po górach i w doborowym towarzystwie obejrzeliśmy pierwsze mecz Polaków na Euro. Z kolei ćwierćfinał ze Szwajcarią przeżywaliśmy wspólnie ze znajomymi w Augustowie. Innymi słowy zrobiliśmy w te sześć weekendów całkiem pokaźną ilość kilometrów. Głównie w samochodzie, ale także w pociągu, bo aby nieco urozmaicić te w sumie długie podróże skorzystaliśmy też z oferty naszych kolei. I jedna z głównych obserwacji, które mam po tym maratonie jest taka, że całkiem nam się w Polska zmieniła. Na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale z perspektywy 5-letniego pobytu widać to jak na dłoni. Nasza infrastruktura sporo się w ostatnim czasie poprawiła. Nowe drogi widać prawie w każdej części Polski. Kolej też mamy już na najlepszym światowym poziomie. Może jestem zbytnim optymistą. Oczywiście znajdzie się jeszcze sporo odcinków, które odstają od zachodnich standardów, ale generalnie widać sporo pozytywnych zmian. Inna sprawa, że nasza indyjska perspektywa każe nam na wiele aspektów życia patrzeć przez różowe okulary, bo wiemy, że jest świat, który wygląda zupełnie inaczej.
Inna sprawa, że po tak intensywnym miesiącu doszliśmy też do wniosku, że dobrze jest raz na jakiś czas spędzać trochę czasu w domu 🙂