Czworo dzieci na himalajskim szlaku [Nepal]

Trekking z naszymi 3,5 latkami: Michasiem i Nelą, zaczął się dosłownie i w przenośni trochę pod górkę. Jak powszechnie wiadomo, Michaś ma wybitne zdolności w kwestii zarządzania energią i woli jak czarną robotę na szlaku odwala jego tata Bastek, podczas gdy on siedzi sobie wygodnie w nosidełku i podziwia krajobrazy. Plan był więc taki, że Nela, która dla odmiany chodzić lubi i ma już sporo na piechurowym liczniku zmotywuje go do opuszczenia swojej lektyki, na rzecz przyjemności jaką daje porządne fizyczne zmęczenie odczuwane po całym dniu wędrówki. Niestety, Nela okazała się być taką papugą, że widząc Michatka w nosidełku, sama terroryzowała nas o noszenie w teatralny sposób. O motywowaniu Michatka nie wspominając. Na szczęście oboje powoli się rozkręcili i im wyżej i chłodniej, tym chętniej chodzili sami. W sumie starszym dzieciom bardziej przeszkadzał upał w niższych partiach gór niż wysokość.

Starszaki maszerują. Były dni, że pokonywali 200-300 m przewyższenia na własnych nogach a schodzili jeszcze dużo więcej.
Ma się rozumieć trzeba się było sporo nagadać i nawygłupiać, żeby szli w obranym przez nas kierunku we w miarę rozsądnym tempie.

 Oczywiście jak to 3 latki, bardzo łatwo się dekoncentrowali, tyle fajnych kamieni do zbierania! Tyle fajnych kałuż z błotem do maczania kijków.

Przekraczanie strumieni było pożądanym urozmaiceniem.

Po przybyciu do “hotelu”, bawili się duplo, rysowali, rozwalali sztućce.

Spartańskie warunki i zimne prysznice specjalnie im nie przeszkadzały.

Wcinali śniadanie z widokiem na Annapurnę III. We wszystkich hotelikach i restauracjach było nieostre, europejskie jedzenie, więc z dziecięca dietą nie było problemu. W menu były: naleśniki, jajka, makaron i ryż. Nie zatruliśmy się ani razu.

Nie wiedzieć czemu miejscowi i inni azjatyccy turyści zwracali się do Neli per “Nice Baby”. Na co ona, coraz bardziej podirytowana odpowiadała: “I’m not a baby! I’m a big girl!” i pokazując na Olafa kontynuowała “Look: this is a baby. He is small”.

Maluchy – Janka i Olaf, większość kilometrów przebyli w swoich hopach. Janka pewnie by i trochę przeszła sama, ale już w drodze do Pokhary dopadła ją klasyczna trzydniówka z wysoką gorączką. Olaf uwielbia noszenie jak i zmiany krajobrazu więc himalajski trekking przypadł mu do gustu.

Janka próbuje sił na szlaku.

Olaf też.

Duże i małe dzieci znalazły wspólny język: zabawa kamieniami.

 I na koniec warto nadmienić, że jednym ze sposobów finansowania trekkingu mogłoby być pobieranie symbolicznej opłaty, dajmy na to 1 dolara, za każde zrobione naszym dzieciom zdjęcie! Najwięcej zainkasowalibyśmy od grup Chińczyków uzbrojonych w imponujące obiektywy. W 99% spotykaliśmy się z życzliwością i ciekawością ze strony innych turystów jak i ich przewodników. Tylko raz usłyszeliśmy zadane niezbyt miłym tonem pytanie: “Are you sure this is a good idea?”

I na koniec jeszcze filmik z pokonywania przeszkód terenowych.

 Wpis ukazał się oryginalnie na blogu Buczka Mruczka.

This entry was posted in Indyjskie and tagged . Bookmark the permalink.

2 Responses to Czworo dzieci na himalajskim szlaku [Nepal]

  1. kaja says:

    OOO, takie coś mi się marzy…. super maszerowali. A takie przeszkody to tylko motywują do wędrówki 🙂
    ps. A laufrada próbowaliście brać?

  2. Bastek says:

    Laufrada w końcu nie wzięliśmy i słusznie, bo się na tym szlaku nie nadawał. No może pierwszego dnia jeszcze tak, potem już były schody i stromo.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *