Dworzec autobusowy [Aksum, Etiopia]

Bramy dworca autobusowego otwierają się punktualnie o 6-tej. Wtedy zaczyna się wyścig, wyścig do autobusu. Kto nie zdąży, ten nie pojedzie. Prawie wszystko w Etiopii odjeżdża o świcie, potem na transport raczej nie ma szans. Biegną wszyscy. I ci co bilety mają, i ci co biletów jeszcze nie mają. Jeden przez drugiego, byle szybciej, byle zająć jakieś miejsca. Przepychankom i szturchaniu nie ma końca. Biegną wszyscy. Czy na pewno? Och nie! Bo o to, gdy pierwsi szczęśliwcy dobiegają właśnie do autobusowych drzwi, okazuje się nagle, że najlepsze miejsca są już zajęte. Siedzą na nich ci lepsi, których obsługa za drobną opłatą wpuściła już wcześniej i faranji (czyli my), którzy z nieznanych powodów są na dworcach traktowani w sposób uprzywilejowany. Gdy już do mety dobiegną ostatni uczestnicy wyścigu (a bieganie to przecież w Etiopii sport narodowy), a autobus zapełni się po brzegi – tak, że nawet szpilki nie da się wcisnąć, wtedy pojawi się wreszcie obsługa. Najpierw wyrzucą tych, co stoją w przejściu. Potem zacznie się prawdziwe odsiewanie ziarna od plew. Trzeba wyłowić i wyprosić tych co siedzą, ale biletu nie mają. Zadanie wcale nie jest proste. Podróżni dysponują bowiem całym wachlarzem sztuczek: od krzyków i awantur, po wymachiwanie fałszywymi biletami. Nic więc dziwnego, że dopiero koło 7-8-mej autobus może w końcu ruszyć w trasę, a siedzący w środku pasażerowie mogą wreszcie odetchnąć z ulgą. Udało się.

Na deser kilka portretow:







This entry was posted in afrykanski and tagged . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *