Himachal – wstęp [Indie, Himachal Pradesh]

Samochodowa wyprawa do Himachalu chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu. Po trzech latach pobytu nadal uważam, że prowadzenie samochodu w Indiach jest sportem ekstremalnym, ale muszę przyznać, że czuję się coraz bardziej doświadczony. Nie mamy może jakiś rekordowych osiągów na liczniku: przejechane jedynie 15 tys. kilometrów, ale za to kilkanaście stłuczek, obtarć i zadrapań i ze dwa poważniejsze zderzenia (szczęśliwie w tych ostatnim przypadku to nie ja prowadziłem). Wyprawa w Himalaje wydawała się naturalnym kierunkiem poszerzania moich doświadczeń motoryzacyjnych. Jazda po górskich drogach Indii to prawdziwy test dla kierowcy i jego maszyny.

Jakiś rok temu obejrzałem kawałek Top Geara, odcinek, w którym panowie wybrali się na eskapadę z po indyjskich drożach i bezdrożach. To mnie tylko zachęciło, w międzyczasie przeprowadziliśmy kilka rozmów ze znajomymi, którzy zachwalali uroki tego zakątka Indii.

I w końcu nadarzyła się okazja by nie tylko podążyć śladami Clarksona, ale także dokonać znacznie poważniejszej eksploracji Himachalu. W tym przede wszystkim przejechać słynną autostrada NH 22 prowadzącą z Ambali i Czandigarhu przez Shimlę do miejscowości Khab, tuż przy granicy chińskiej. Budowa tej drogi zaczęła się jeszcze w czasach brytyjskich. Prowadzący szlakiem dawnych karawan trakt miał zwiększyć wymianę handlową między Indiami i Tybetem.

Okazję na wyjazd w Himalaje przyniósł przyjazd naszych kolejnych gości Lulu i Jacka. Do pomysłu zapalił się Jackson – fan motoryzacji, Clarksona i doświadczony kierowca. Namówiliśmy jeszcze Lulu i w trójkę ruszyliśmy na 10-dniowy indyjski roadtrip. Naszym celem był przejazd legendarną autostradą do Tybetu. Skąd tuż przed granicą chcieliśmy odbić do królestwa Spiti, a potem do Manali. Tam do naszej trójki miała dołączyć Marysi z dzieciakami. Z uwagi na stan dróg i wysokość nad poziomem morza oraz konieczność spędzenia długich godzin w samochodzie woleliśmy naszych maluchów ze sobą nie zabierać.

Figla splatała nam pogoda. Czerwcowe powodzie, które w Uttarkhandzie pochłonęły prawie 10 tys. ofiar nie ominęły także sąsiedniego stanu Himachal Pradesh. Monsun był na tyle silny, że poważnie uszkodził wiele z dróg, którymi mieliśmy jechać. Spiti zostało na parę tygodni odcięte od Kinnauru. Co gorsza padający deszcz powodował coraz to nowe problemy. Docierające do nas informacje były mocno pesymistyczne: a to, ze któryś odcinek drogi zarwany, a to, że inny poważnie uszkodzony. Wyjazd stał pod poważnym znakiem zapytania. Jednak mimo płynących z wielu stron ostrzeżeń postanowiliśmy pojechać i sprawdzić na własnej skórze, jak sytuacja wygląda w rzeczywistości, mając w zanadrzu kilka wersji awaryjnych i otwartą głowę, a także dobre źródło informacji w postaci znajomych robiących tę trasę kilka dni przed nami. We wszystkich scenariuszach  musieliśmy uwzględnić jeszcze to, że po 10 dniach miała do nas dołączyć – na relaks w niższych partiach gór – reszta ekipy. To co prawda nieco ograniczało nasze możliwości manewru, ale też powodowało, że musieliśmy się sprężyć, nie rozwlekając naszej eskapady w nieskończoność.

A o tym jak było opowiem w następnych wpisach.

This entry was posted in Indyjskie and tagged , . Bookmark the permalink.

2 Responses to Himachal – wstęp [Indie, Himachal Pradesh]

  1. janek says:

    Cześć, czekam z niecierpliwie na relację z wyprawy na Hindustan-Tibet road oraz, jak wnioskuję ze zdjęcia, również jednak w Spiti. Pozdrawiam

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *