Nasi goście powrócili z wojaży po szeroko pojętych okolicach Delhi (czyli miejscach, które mamy mniej więcej zwiedzone), przyszedł więc czas na drugi wspólny wypad, tym razem na południe. Podróż zaczęliśmy od Hyderabadu.
Duże miasta w Indiach nie przypadają turystom do gustu, a już szczególnie turystom najmniejszym. Hyderbad nie okazał się niestety wyjątkiem od tej reguły. Kilkanaście milionów mieszkańców, nieziemski ruch, brak chodników, hałas i chaos, to nie może się dzieciom podobać. Dobrze, że nie spędziliśmy w tym mieście zbyt wiele czasu. Akurat tyle, by zobaczyć Chiarminar i otaczające go stare miasto, które jest kwintesencją hyderabadzkości, i fort Golkonda, który jest chyba najprzyjemniejszą atrakcją, bo można się spokojnie wybiegać, w relatywnej ciszy i spokoju, o ile oczywiście zapomni się o innych turystach (oczywiście mowa o turysta miejscowych), którzy za punkt honoru obrali sobie zrobienie zdjęcia z którymś z naszych dzieciaków, a najchętniej w ogóle ze wszystkimi na raz i najlepiej, żeby wszystkie w tym samym kierunku spojrzały i jeszcze, żeby przy tym się uśmiechały. To się nie da! Można to oczywiście każdemu spotkanemu Indusowi tłumaczyć, ale po jakimś czasie nawet najwytrwalsi i najcierpliwsi rodzice wymiękają.
Okolice Chiarminar.
Chiarminar już po zmroku.
Meczet Mekka, jeden z najstarszych w Hyderbadzie i jeden z największych w Indiach.
Typowy środek transportu
Golkonda
Niecodzienna atrakcja fortu: dwa blondasy na trawie. Fotoreporterzy byli zachwyceni.
Widzisz Bastuszka, po prostu wiedzilismy ze Hyderabad to jedno z miast ktore po prosty trzeba odwiedzic w 2013!
http://podroze.gazeta.pl/podroze/56,114158,12886715,Hyderabad__Indie,,3.html