Do niedawna przełęcz Khardung La (la po tybetańsku znaczy przełęcz) uważana była za najwyższą przejezdną samochodowo przełęcz na świecie. Jej wysokość jak głosi umiejscowiony na górze znak wynosi 5 602. Wikipedia i kilka innych światowym źrodeł poddają tę informację pod wątpliwość, szacując wysokość przełęczy na 5 359 m.
To co ściągnęło mnie na górę przełęczy to poza oczywistą kwestią sfotografowania się pod tym znakiem i chęcią złapania lepszej aklimatyzacji była możliwość zaliczenia 40 km zjazdu rowerem z przełęczy do samego Leh. I muszę przyznać, że to całkiem ciekawe doświadczenie. Dwie godziny nieprzerwanej jazdy w dół. Ma to swoje zalety. Szczególnie dla człowieka, który od trzech lat nie miał okazji porządnie popedałować. Przy zjeździe nie trzeba się specjalnie męczyć. A jeśli już jakieś mięśnie pracują to głównie tricepsy i bicepsy amortyzujące drgania kierownicy na żwirowym odcinku drogi. Potem jest już asfalt i zjeżdżanie robi się bardziej kontrolowane.