I stało się. Od początku podróży baliśmy się, że ten moment nastąpi. Byliśmy zresztą na taką sytuację przygotowani. Kilkukrotnie przestrzegano nas, że przejazd z Kinnauru do Spiti może nie być możliwy. Brak było jednak było wystarczająco rzetelnych informacji, które pozwalałyby na w miarę całościową ocenę sytuacji. Pytaliśmy właścicieli agencji turystycznych, managerów hoteli i kierowców, zaczepialiśmy też innych turystów. Jedni mówili, że droga otworzy się w ciągu jednego dwóch dni, inni twierdzili, że problem jest poważniejszy i naprawa potrwa nawet tydzień. Terminy padały więc różne, ale jedno nie ulegało zmianie. Nasi rozmówcy bez wyjątku zgadzali się w jednym. Wszyscy potwierdzali, że problematyczny odcinek drogi nazywa się Maling i leży niedaleko górskiej wioski Nako. Postanowiliśmy więc jechać przed siebie licząc, że do czasu jak do Nako dotrzemy, dzielne ekipy budowlane poradzą sobie z problemem i będziemy mogli przejechać do Spiti.
I tak dotarliśmy w iście księżycowe okolice
gdzie okazało się, że mimo kilkunastu dni prac nadal nie ma co mówić o drodze do Spiti.
Bardziej właściwy termin do ścieżka do Spiti. Nie było mowy o przejechaniu jej samochodem, nawet motorem, czy rowerem mogłoby być trudno…
Postanowiliśmy się jednak nie poddawać. Zostawiliśmy samochód tuż przy zawalisku i przeszliśmy na drugą stronę z niewielkim bagażem i na kilka dni ruszyliśmy eksplorować Spiti publicznymi środkami transportu. Co też okazało się bardzo ciekawą przygodą.
Cdn.
Oj, Sebastian, wydzielasz te relację po aptekarsku, a mnie ciekawość dławi.. Ale widać, że czasem lepiej autobusem 🙂 Pozdrowienia