Nasze pierwsze od dłuższego czasu europejskie wakacje zaczęliśmy od wizyty w Czechach. Kraj ten nieodłącznie kojarzy nam się z autostradą. Trochę jak w przypadku Niemiec, u naszych południowych sąsiadów jesteśmy zwykle przejazdem, podróżując do bardziej odległych i cieplejszych kierunków wakacyjnych, jak Włochy, czy Chorwacja. Nic dziwnego, że poza Pragą rozeznanie w turystycznym potencjale tego kraju mamy raczej skromne. Po tym pobycie mam nadzieję, że się to w niedługiej przyszłości zmieni.
Widzieliśmy niedużo, bo w zasadzie tylko jedno niewielkie miasteczko – Kutną Horę. Umówiliśmy się w nim na krótkie randez vous z naszymi znajomymi z USA, którzy akurat w Czechach spędzali urlop. Wybór miejsca doskonały. Piękne historyczne miasteczko, kiedyś drugi najważniejszy ośrodek gospodarczy, który rozwijał się dzięki wydobyciu srebra, dziś perła architektury wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jednym słowem ładne, niewielkie i nad wyraz spokojne miejsce, przyjazne dzieciom i miłośnikom spacerów.
A byłbym zapomniał po drodze do Kutnej Hory zawinęliśmy jeszcze w okolice Wrocławia, by odwiedzić naszą dobrą koleżankę. Wisiu dzięki za gościnę i super wieczór!
Bardzo podobało nam się w kopalni srebra. Już tradycyjnie zresztą staramy się zaglądać to wszystkich podziemnych atrakcji, jakie spotykamy na szlaku.
W tej dostaliśmy takie fajne wdzianko.
Na naszych znajomych zdecydowanie największe wrażenie zrobiła kaplica czaszek.
Podobno, choć w USA mają całkiem sporo różnych dziwów, to takich cudów tam jeszcze nie ma.
Ja po obejrzeniu jednego Haloween,mam w tej sprawie odmienne zdanie 🙂
A to już zamek Žleby – położony jakieś 30 km od Kutnej Hory. Byłby super, gdyby nie to, że można go zwiedzać tylko w zorganizowanej grupie, co naszą gromadkę szybko zmęczyło (nic dziwnego, bo przewodnik oprowadzał nas po czesku).
Ta wycieczka nas na tyle zmęczyła, że jak ognia unikaliśmy już później tego typu atrakcji.
Dan i Donna – pozdrawiamy!