Drugą część urlopu wykorzystaliśmy na odwiedzenie Malty. Byłem co prawda na wyspie już jakieś 20 lat temu, ale od tamtego wyjazdu upłynęło już tyle czasu, że wszystkie wspomnienia prawie całkowicie się zatarły. Jedyne co pamiętam to pierwszą w życiu (i chyba ostatnią) pizzę frutti di mare, wulkaniczne wybrzeże, przez które ni jak nie szło wejść do morza i prawie tropikalną wilgotną i upalną pogodę (byliśy wtedy w lipcu).
A że byliśmy już rzut beretem – bo z Trapani na Maltę leci się w niespełna godzinę – postanowiliśmy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i odwiedzić obie wyspy. Siłą rzeczy nie objechaliśmy więc całej Sycylii – zostawiając jej wschodnią stronę na następną wizytę. Wariant sycylijsko-maltański był o tyle ciekawy, że obei wyspy okazały się zadzwijąco różne. Sycylia przestrona, wiejska, nieco jakby leniwa. Malta zabudowana, miejska i chyba trochę klaustrofobiczna (w końcu prawie 1 000 razy mniejsza). Naszą percepcję dodatkowo pogłębił inny model zwiedzania. W Trapani wynajęliśmy samochód, a po Malcie poruszaliśmy się lokalnym transportem.
Aby było sprawniej na bazę wypadową wybraliśmy przedmieścia stolicy Valletty. To tu schodziły się wszystkie linie podmiejskich autobusów.
Ich sieć gęsto opasa całą wyspę. I niby wszędzie nimi bilisko, ale w rzeczywistości podróże zawsze trwały dłużej niż zakładaliśmy, bo autobusy jeżdżą na około, wąski, kręte drogi łatwo się korkują, a sam rozkład jazdy jest mało wiarygodny.
I tak np. dojazd do Ħaġar Qim Temples – megalistycznych światyń, jednej z największych atrakcji Malty
zajął nam prawie godzinę (w lini prostej to od Valetty niecałe 10 km).
A powrót aż dwie, bo autobus przyjechał 2 minuty przed rozkładowym czasem i musieliśmy całą godzinę czekać na przystanku na kolejny.
I w rezultacie musieliśmy nieco w przyspieszonym tempie zwiedzać Mdinę, na którą z pewnością wolelibyśmy poświęcić nieco więcej czasu.
Poza nieprzeciętną architekturę warto było też zwrócić uwagę na niektóre detale i wykończenia. Przyprawiały o zawrót głowy.
A gdy my podziwialiśmy kołatki do drzwi, nasze dzieciaki zwracały uwagę na zupełnie inne elementy maltańskiego krajobrazu. Ich wzrok przyciągały place zabaw,
podobało im się też bardzo akwarium.
Gdzie był bardzo fajny, prowadzący przez środek jednego z akwariów tunel.
Udało nam się też znaleźć plażę. Dla nas szału nie było, ale dzieciaki się wybawiły. I o to przecież chodziło!