Przez ostatnie 1,5 roku całkiem dużo nauczyliśmy się o podróżowania z maluchem. Przetestowaliśmy sporo sprzętu w różnych sytuacjach, różnych miejscach i różnych warunkach pogodowych. Trzeba przyznać, że nasz mały podróżnik stał się niezłym gadżeciarzem. Najwyższy czas podzielić się z czytelnikami naszą wiedzą.
W częsci pierwszej noszenie.
W częsci pierwszej noszenie.
Noszenie
Chusta
Chusta była jednym z naszych pierwszych michasiowych nabytków. I w zasadzie towarzyszy nam do dziś, choć korzystamy z niej już coraz rzadziej. Przez pierwsze miesiące używaliśmy chusty elastycznej. Głównie dlatego, że łatwiej się ją wiąże, lepiej przylega do ciała i dziecku bardziej przypomina naturalne środowisko. Z czasem (gdzieś po 2 miesiącach) przerzuciliśmy się na tkaną, bo się nie rozciąga i przy cięższym dziecku daje większą pewność noszenia.
Wspomnieć trzeba o jeszcze jednym gadżecie (na zdjęciu poniżej), który pożyczyliśmy swego czasu od znajomych: ocieplana nakładka na chustę. Podobno jest już dostania w Polsce (ta której używaliśmy została zakupiona w Niemczech). Super przydatna w czasie zimowych wycieczek.
Wspomnieć trzeba o jeszcze jednym gadżecie (na zdjęciu poniżej), który pożyczyliśmy swego czasu od znajomych: ocieplana nakładka na chustę. Podobno jest już dostania w Polsce (ta której używaliśmy została zakupiona w Niemczech). Super przydatna w czasie zimowych wycieczek.
Chustowe wiązania
Na początku stosowaliśmy wiązania przednie, bo nasz maluch nie trzymał jeszcze głowy, więc noszenie go z tyłu nie wchodziło w grę. Nie był też jeszcze taki ciężki, żeby było to dla nas aż tak niekomfortowe. Przednie wiązania mają jeszcze jedną zaletę: poza brzdącem bez problemu można też ze sobą zabrać plecak, a w nim wszystkie niezbędne rzeczy.
Nosidełko
Właśnie brak przestrzeni pakownej okazał się największym mankamentem chust i dlatego musieliśmy sięgnąć po bardziej tradycyjny sprzęt: nosidełko. Tu jednak nie byliśmy zbyt wyrafinowani i skorzystaliśmy z odziedziczonego po rodzinie nosidełka VauDe. Kupiliśmy sobie do kompletu daszek, który idealnie sprawdza się w czasie słonecznych dni, a i w czasie niewielkiego deszczu. Z czystym sumieniem nie mogę go jednak polecić, bo poza wieloma zaletami (niewielka waga i gabaryty, wytrzymałość) ma jedną zasadniczą wadę. Wadę konstrukcyjną. Jedna z metalowych części permanentnie wbija się noszącemu w plecy. Nieprzyjemne, ale przy odrobinie silnej woli da się wytrzymać 🙂
Gdybyśmy mieli kupić coś teraz, to pewnie wybralibyśmy coś w stylu Kid Comfort II (plus daszek) lub III. Zalety: system nośny jest naprawdę genialny, maluchowi też jest wygodnie, ma mnóstwo różnych kieszonek i schowków. Wady: waga może trochę większa i rozmiar też, cena niebotyczna (szczególnie w wersji III), mam też trochę obawy, czy większe dziecko jest się do niego w stanie zmieścić (problem istnieje tylko w przypadku równoczesnego zastosowania daszka).
Pierwszy spacer w chuście. Michaś nie miał wtedy nawet 10 dni.
Piszcie na ten temat jak najwięcej, bo Wasze doświadczenie nieocenione! Pozdrowienia przednoworoczne.
Ustalmy fakty dotyczace Waszego nosidelka. Przenioslem Michalka w nim jakies 200m i musze kategorycznie sprostowac, ze wbija sie w dup… posladki znaczy sie, a nie w plecy.
W Kid Comfort 2 w nastepne lato Nela prawdopodobnie bedzie walila glowa w daszek (jezeli ja uniose znaczy sie) – wiec nie moge polecic dla dzieci powyzej 2 wiosen.