Wydawać by się mogło, że przy tak intensywnym kalendarzu wyjazdów proces pakowania mamy już tak opanowany, że nie ma mowy o błędach. Nic bardziej mylnego, co i rusz zdarza nam się czegoś zapomnieć. A to kosmetyczki, a to jakiś ubrań, latarki, pieluszek, albo czegoś tam jeszcze innego. Czasem łapiemy się też na tym, że rzeczy zabieramy za dużo. Zwykle wszystkie te problemy wynikają z niewystarczającej koordynacji. Zazwyczaj bagaże pakujemy bowiem na zmiany. Część rzeczy wrzucam ja, część Marysia. Staramy się zapisywać, co kto dołożył. Staramy się wzajemnie sprawdzać, ale przy dwójce biegający wkoło bobasów, ochoczo “pomagających” nam w wysiłkach zdarza się, że coś któreś z nas rozproszy.
Wiadomo pakowanie nie jest rzeczą łatwą i jak widać nawet stosunkowo doświadczeni podróżnicy mają z nim problemy. Obiecujemy sobie, że kiedyś zrobimy sobie taką gotową listę rzeczy, na której będzie można będzie odhaczać, co już zostało spakowane i w jakiej ilości. Jakoś jednak nie możemy się za to zabrać.
Jakbyśmy się jednak nie pakowali jednej rzeczy nie możemy zapomnieć. Maskotek. Nasze maluchy nie wybaczyłyby nam gdybyś nie zabrali ukochanych pluszaków: michatkowego Pieska i jankowej Peppy.
Obie zabawki są im potrzebne do życia jak przysłowiowy tlen.
…hehe…. przypomniało mi się, jak zapomnieliście butów Janki do Assamu 🙂 i biedne dziecko boso biegało..
Spóźnione wszystkiego najlepszego dla Janki… urodził jej się królewski kolega na urodziny 🙂