Na Wielkanoc wybraliśmy się na Goa. W kwietniu w tej cześci Indii sezon powoli się kończy. Na nadmorskich plażach jest już dość gorąco i sezon turystyczny powoli się kończy. Gorąc nie jest jednak aż tak dotkliwy, by uniemożliwić zabawy na plaży, szczególnie gdy unika się bezpośredniego kontaktu ze słońcem, a brak tłoku jest sporą zaletą. Tym razem wybraliśmy się do południowej części stanu. Na jedną z bardziej wyluzowanych i mniej zagospodarowanych plaż Goa – Agondę. Zatrzymaliśmy się w bambusowej chacie z widokiem na morze i bezpośrednim dojściem na plażę. Dzięki temu mieliśmy piasek i wodę, spanie i jedzenie na wyciągniecie ręki i praktycznie mogliśmy się w ogóle nie ruszać. I w rzeczy samej był to chyba najdłuższy pobyt na plaży w historii naszych podróży. Dzieciaki wcale się nie znudziły i pewnie zostać mogłyby dłużej całe dnie skacząc przez fale i budując zamki z piasku. My sami już trzeciego i czwartego dnia byliśmy tak “dobrze wypoczęci”, że musieliśmy zrobić sobie wycieczki po okolicy, ale rano i wieczorem byliśmy oczywiście się przekąpać – dzieci by nam tego nie wybaczyły.
Kluczowe jak zwykle okazało się towarzystwo. Nic tak nie zajmuje naszych dzieci jak inne dzieci. Janka nie odstawała Mii na krok, a Michaś bawił się ze swoimi dwoma starszymi kolegami. Nawet Basiunia, która generalnie czas woli spędzać u nas na rękach, dała się przekonać i kilka razy potaplała się w wodzie, albo pobawiła w piachu.
To była nasz absolutny rekord jeśli chodzi o ilość czasu spędzonego nad morzem. Ale dzieciaki są teraz w takim wieku, że mogłyby tam siedzieć znacznie dłużej.