Na sportowo [Chiny]

Ostatni tydzień minął mi pod znakiem sportu.

Po pierwsze, wystartowałem w moich pierwszych zawodach na chińskiej ziemi. Konkurencja dość niszowa, bo bieganie po schodach. Ostatnimi czasy jest to jednak jedna z moich ulubionych dyscyplin. Z pewnością wpływają na to ponadprzeciętnie dobre wyniki, bo gdy w triathlonach wyzwaniem jest to by nie zająć ostatniego miejsca, to na schodach zwykle plasuję się w górnych obszarach list wynikowych. Tak było i tym razem! Przed startem nie było to takie oczywiste, bo nie dość, że byłem mocno przeziębiony to i budynek, na który miałem wchodzić robił na mnie spore wrażenie. Wystarczy powiedzieć, że wieżowiec China World Summit Wing jest najwyższy w Pekinie i ponad dwukrotnie przewyższa wszystko na co miałem okazję wchodzić do tej pory (czyli warszawski PKiN i Rondo 1), a podczas zawodów do pokonania miałem 330 metrów wysokości, 2000 schodów i 82 piętra. Może właśnie dlatego zacząłem dość ostrożnie i byłem w stanie utrzymać równe tempo do końca biegu. Czas 16 min. 45 s pozwolił mi zająć 53 miejsce na ponad 400 uczestników i uczestniczek.

A że wchodziło się na sam dach to dodatkową nagrodą była panorama miasta. Tego dnia nie było prawie smogu, więc i widoczność okazała się bardzo dobra.

Poza uprawianiem sportu była też okazja by pokibicować innym. I to nie byle jaka okazja, bo w Chinach odbywają się Mistrzostwa Świata w Koszykówce. Nasza reprezentacja, która gra na tej imprezie pierwszy raz od 52 lat, mecze grupowe rozgrywała akurat w Pekinie. A że w naszej grupie były także Chiny to na ten mecz z gospodarzami chciałem wybrać się najbardziej. W najśmielszych marzeniach nie przewidywałem, że będzie to pojedynek tak emocjonujący. Nie wiem, jak to wyglądało w TV, ale z perspektywy trybun był to korowód nieoczekiwanych zwrotów akcji, kolejnych zawałów serca przeplatanych okrzykami radości. Hala pełna była chińskich kibiców i to ich doping słychać było najbardziej, ale te kilkadziesiąt osób z Polski też całkiem skutecznie dawało znać o swoim istnieniu. I to właśnie do nich należały ostatnie pomeczowe minuty, bo po przegranym meczu duch gospodarzy wyparował w mgnieniu oka. Teraz trzymam kciuki za naszych, bo półfinały i finały mają być znowu rozgrywane w Pekinie.

This entry was posted in chinski and tagged . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *