Świąteczną przerwę wykorzystaliśmy na wycieczkę narciarską. Przytargaliśmy z Polski praktycznie cały zimowy ekwipunek włącznie z nartami, butami narciarskimi i kaskami. Nic dziwnego, że chcieliśmy z nich możliwie szybko skorzystać. Możliwości ku temu nie brakuje, bo
w szeroko pojętych okolicach Pekinu ośrodków narciarskich jest kilkanaście.
Na pierwszy ogień poszedł region Chongli. To tu za dwa lata ma odbyć się część zimowych konkurencji w czasie Igrzysk Olimpijskich 2022 w Pekinie. Nazwa tych igrzysk jest moim zdaniem trochę na wyrost, bo Chongli dzieli od stolicy Chin ponad 250 km, ale jak się przyjmie perspektywę kraju, który rozmiarem odpowiada całej Europie to może takie semantyczne nadużycie wydaje się czymś naturalnym. Sam nie wiem. W każdym razie to właśnie plany organizacji olimpiady dały potężny impuls do rozwoju narciarskich kurortów położonych w tym rejonie. A jak wiadomo Chińczycy mają rozmach i fantazję, bo czy ktoś inny podjąłby się budowy ośrodka narciarskiego w miejscu, w którym praktycznie nie pada śnieg. Ale od czego sztuczne naśnieżanie? Tyle dobrze, że góry były już na miejscu. Choć wcale bym się nie zdziwił gdyby stoki chińscy budowlańcy też zbudowali gdzieś od nowa.
W każdym razie w wypadku Chongli, a konkretnie Thaiwoo Ski Resort (bo w tym właśnie kurorcie byliśmy) wyraźnie widać ile łatwiej jest tym którzy późno wchodzą do gry. W ekonomii nazywa się to korzyściami z zacofania. To pozorne zapóźnienie pozwoliło Chinom skorzystać z wiedzy bardziej doświadczonych, którzy metodą prób i błędów przez lata zbierali know how i wypracowywali optymalne rozwiązania. Dzięki takiemu podejściu budując Thaiwoo można było od razu zastąpić orczyki magicznymi dywanikami, postawić tuż przy stoku kompleks szatni z szafkami przypisanymi do każdego z ośrodków narciarskich i wprowadzić dla wszystkich narciarzy bezwzględny obowiązek jazdy w kaskach.
Sukces Chin polega jednak nie tyle na tym, że kopiują, a raczej, że to co skopiują zmieniają, ulepszają, dostosowując do potrzeb i wymogów. Nie zawsze z natychmiastowym sukcesem, nie zawsze w sposób, który podoba się za granicą, ale zawsze z dużą konsekwencją. Tak jest z tutejszym Internetem, płatnościami i całą chińską branżą przemysłową. Ale także z nartami, bo czym innym jest pomysł, by z automatu wraz z karnetem na stok sprzedawać usługę wypożyczenia sprzętu, czy kompletnego narciarskiego stroju.
Sam ośrodek zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Kilkanaście kilometrów tras, wszystkie ze sztucznym naśnieżaniem, ponad 10 magicznych dywaników z dużym terenem dla początkujących, kilka wyciągów krzesełkowych i jedna szybka gondola. Wszystko w zasadzie pachnie świeżością. W paru miejscach widać, że rozbudowa ciągle trwa. Docelowo ma tu podobno być 138 km tras! Na moje oko to z 5 razy więcej niż jest tu obecnie. Kolejek w zasadzie nie było, szczególnie na tych trudniejszych odcinkach. Ceny nieco powyżej standardów alpejskich, ale jak za tę jakość to nadal wydają mi się atrakcyjne. Nawet te 4 godziny dojazdu z Pekinu niedługo przestaną być tak uciążliwe, bo od 2020 roku do Chongli w 50 minut będzie można dojechać szybkim pociągiem z Pekinu. Do tego słoneczna pogoda przez cały sezon w zasadzie gwarantowana. W końcu jesteśmy na skraju pustyni.
Budowa trwa. Trasy różnej trudności dla całej naszej ferajny. Najbardziej zadowolona była Janka. Basia też sporo skorzystała jeżdżąc nie tylko na trasach z magicznymi dywanikami, ale także wyciągach krzesełkowych. Tak i świetny wynalazek- ochraniacze snowbordowe – w żółwie wzory Tuż przy stoku – Starbucks. I nasz hotel ze świątecznym wystrojem i kuchnią w apartamencie. Niestety na wyposażeniu nie było talerzy. Na szczęście makaron zjeść można także z garnka. A po nartach partyjka Magii i Miecz z nowymi dodatkami.