W drodze między Neapolem a Umbrią musieliśmy jeszcze zahaczyć o lotnisko w Rzymie. Właściwie o dwa lotniska, bo najpierw odwoziliśmy na jedno lotnisko dziadków, a chwilę później odebraliśmy z drugiego portu ciocię Lulu (logistyka to nasze drugie imię). Z nowym pasażerem pomknęliśmy prosto w kierunku etruskich nekropoli w miejscowości o wdzięcznej nazwie Tarquinia.
Miejsce nie jest specjalnie popularne wśród turystów, co nas – jako fanów atrakcji z listy UNESCO – nieco zdziwiło.
Chodzimy po kompleksie, przypominającym na pierwszy rzut oka Hobbiton w tolkienowskim Shire.
Niewielkie pagórki, wystające z ziemi dzwi prowadzące kilka metrów w głąb.
i jeszcze jedna. Niestety wszystkie były za szybą.
A Basiunia w tym czasie raczyła się kawą.