Babska wyprawa na absolutnym luzie [Nepal]

Mąż mój słusznie mi ostatnio zarzuca, że się rozleniwiłam i moje blogowe wstawki są coraz rzadsze i krótsze. Dlatego wyjazd do Nepalu postanowiłam skomentować trochę obszerniej.

Nepal był dla nas z Julcią nagrodą za opiekę nad 5 dzieci przez 5 dni, czyli czas kiedy chłopaki szaleli na nartach. Babska wyprawa na absolutnym luzie, bo tylko z dwójką najmłodszych 🙂 Dzieci spisały się nieźle, choć nie idealnie, bo chyba chłód im dokuczał. Z chłodem wiązał się brak możliwości poleżenia gdzieś na podłodze lub trawie, no i konieczność ubierania się w kolejne warstwy ubrań. Płaczem i marudzeniem stresowałyśmy się jednak tylko w restauracjach z zachodnimi turystami, bo wszyscy miejscowi mieli dla naszych maluchów nieograniczoną cierpliwość.
Cztery dni wyjazdu spędziłyśmy w Bhaktapurze i Kathmandu, a i tak nie wszystko zobaczyłyśmy. Bhaktapur to jedno z moich absolutnie ulubionych miejsc na świecie –żywe muzeum, miasto jakby żywcem przeniesione ze średniowiecza. Przy tym bardzo autentycznie nepalskie. Na każdym kroku życie codzienne, w które wmieszani są mimochodem bogowie, krowy, turyści i pingpong. I do tego wszystko jest dobrze zorganizowane, turyści płacą za bilet raz przy wjeździe, a godziny blackoutów są z góry znane.
W Kathmandu stare miasto to już wg mnie nie to samo. Ale jest Thamel, gdzie kupić można wszystko co przydaje się na trekkingu. My ograniczyłyśmy zakupy do jednego popołudnia, bo nie miałyśmy żadnych konkretnych potrzeb. W polary zaopatrzyliśmy się już podczas ostatniej wizyty.

Największym dla nas wyzwaniem było znalezienie odpowiednich noclegów. Miałyśmy czas, więc nawet porównałyśmy kilka hoteli w Bhaktapurze. Najbardziej zależało nam na grzaniu w pokoju, więc w końcu postanowiłyśmy zaszaleć i wziąć pokój droższy (jakieś 25 euro za dwójkę), ale wyposażony w grzałkę i gorącą wodę. Pokój się sprawdził, bo był nowy i ładny, ale dzieci i tak się nie kąpały, bo okazało się grzałka jest na prąd, a prąd włączają późnym wieczorem. I to dotyczy wszystkich hoteli tej klasy, bo generatory żrą duże ilości benzyny, a tej w Nepalu brakuje i jest droga.

 A wszystko byłoby absolutnie idealnie, gdyby nie mój katar. Niby drobiazg a skutecznie uprzykrza relaks.

Nepalskie życie toczy się na ulicy.

Na zabytkowej świątyni można suszyć pranie.

Nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy trafi się na barwne obchody jakiegoś lokalnego święta.

 Za to jest gwarancja, że obok stosów pogrzebowych “płynie” święta rzeka.

Bhaktapur podzielony jest na 6 stref, a deficytowy prąd rozdzielany jest sprawiedliwie.

W  tym wszystkim mogłyśmy się poczuć jak na prawdziwych wakacjach.

Oczywiście z dwoma wózkami byłyśmy ciągle w centrum uwagi.

Franek już protestował, Janka jeszcze nie. Ciekawe kiedy to nastąpi…

Uprawiałyśmy też tradycyjne zwiedzanie.

U stóp.

 

This entry was posted in Indyjskie and tagged . Bookmark the permalink.

2 Responses to Babska wyprawa na absolutnym luzie [Nepal]

  1. Grzes says:

    Brakuje 2 zdjec 🙁

  2. ada says:

    Grzesiu, pewnie był blackout jak Maryś je uploadowała :).

    Och jak ja bym tak wyskoczyła na babski wyjazd!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *