Po 5 dniach trekkingu wszyscy byliśmy już nasyceni wędrówką, ale z pewnością nie widokami.
Pogoda nie była w sumie najgorsza. Najważniejsze, że poza jedną ulewą, którą udało nam się przeczekać w skalnym zagłębieniu prawie nie padało. Z drugiej strony chciałoby się więcej, przecież to w końcu Himalaje, góry góry, piękne, majestatyczne ośnieżone szczyty o których zawsze marzyliśmy. Niestety tylko raz odsłoniły nam swoje tajemnice i to tylko na chwilę, by ponownie skryć się za morzem chmur. No nic w góry trzeba wychodzić z pokorą, bo to nie one się do nas dostosują tylko my do nich i w sumie to też jest piękne. Na osłodę pozostał nam fakt, że następnego dnia po zakończenia trekkingu już w Pokharze, naszym oczom pokazały się takie o to widoki:
Jednym z lepszych miejsc do podziwiania gór jest tafla jeziora Phewa.
Jeden z najbardziej charakterystycznych widoków: Machapuchare, święta góra Nepalu, “prawie siedmiotysięcznik”
Annapurna South
Paralotniarz, jeden z wielu, jakich tego dnia widzieliśmy.
Spodobała mi się Wasza relacja z trekkingu. Większość ludzi na słowo Himalaje od razu myśli o butlach tlenowych i odmrożeniach, a tu proszę – można jechać nawet z dzieciakami 😉
Sami myślimy o kilku tygodniach w Nepalu z naszą córą. Na pewno chcielibyśmy się wybrać na jakiś trek, tylko nie wiemy jeszcze który. W każdym razie Poon Hill wpisuję na listę 😉
Pozdrawiam!
Daj znac, jak bedziesz cos planowal, moze bedziemy mogli pomóc.
Dzięki, pewnie jakoś zamejluję, jak już będziemy mieć jakieś konkrety.
Swoją drogą fajna ta Twoja stronka.