Rodzicielskie dylematy [Indie, Delhi]

 

Wybór imienia to nie jest sprawa prosta. To jest raczej sprawa trudna, sprawa niebanalna i nietrywialna. Już trzeci raz przeżywaliśmy ten problem i trzeci raz nie było łatwo. I to mimo doświadczenia z trzech poprzednich razów. W każdym przypadku było podobnie. Maryś na kilka miesięcy wcześniej przedstawia propozycję, ja wszystkie odrzucam, albo forsuję jakąś zupełnie nierealistyczną (tylko po to by nie wyjść na “Pana Nie”). Tym razem była to Ryszarda – na pamiątkę mojej propozycji, by Michasia nazwać Rysiem. Ryś zawsze mi się podobał. Do tego wszystkie Ryśki to fajne chłopy. A ponad wszystko bawiła mnie wizja tego, że “Marysia ma Rysia”. Ówczesne dylematy miały na mnie na tyle twórczy wpływ, że doprowadziły do powstania kilku wierszy, z których dwa poniżej:

Są i Rysie i Stefany.
Są też Maćki no i Frany.
Zdecydować się nie mogę 🙁
Może synek wskaże drogę?
Jak przez Bastka ma być zwany?!

Problem jeden mnie nurtuje,
Humor dobry bardzo psuje,
Tak! dylemat wielki mam!
Może synek powie sam,
Jakie imię mu pasuje?

W przypadku Janki sprawa była nieco prostsza zawarliśmy z żoną pewien układ handlowy, w którym zgodziłem się na propozycję żony w zamian za pewną przysługę.

Tym razem jednak byłem twardy i na żadne kupczenie imieniem się nie zdecydowałem. Twardo też starałem się odłożyć sprawę do samego porodu. Na każdą propozycję żony miałem w rękawie swoją kontrpropozycję. Prawie jak w skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju.

Pola? – A to może Indira.
Blanca? – A może Negra.
Lena? – A może Ganga.

Kiedyś wymarzyłem sobie, że naszej córce damy na imię Joanna, zdrobniale Asia. Czytane po angielsku oznacza kontynent azjatycki, do tego w hindi ‘asha’ znaczy nadzieja. Niestety inne czynniki obiektywne wpłynęły na to, że musiałem z tej propozycji zrezygnować.

Poszukiwania utrudniał fakt, że nie chcieliśmy też powielać imion kuzynostwa. A że kuzynostwa sporo to i pole wyboru mocno się zwęziło. Z drugiej strony postanowiliśmy też unikać imion super popularnych.

Z trzeciej stałem się więźniem braku jakichkolwiek ograniczeń. W Polsce to urzędnik stanu cywilnego decyduje czy imię nie jest przypadkiem ośmieszające, nieprzyzwoite lub w formie zdrobniałej. W Indiach te przepisy nie miałyby zastosowania. Teoretycznie mogliśmy więc nadać każde przychodzące nam do głowy imię, a polski USC nie miałby aż tak wiele do powiedzenia.

Powiadają, że od nadmiaru głowa nie boli. Mógłbym polemizować.

Po długich i negocjacjach katalog dostępnych imion zawęził nam się to pięciu. Koniec końców zdecydowaliśmy się na Barbarę, a właściwie Barbarzynkę, bo imię to pochodzi z greckiego i oznacza każdego kto nie jest Grekiem, czyli obcokrajowca. Czy można więc było sobie wyobrazić bardziej adekwatne imię, dla Polski urodzonej na obczyźnie?

Na drugie daliśmy jej Hania. I tak po angielsku wyszła nam prawie taka mała Hanna-Barbera. Pamiętacie to studio filmowe?

This entry was posted in Indyjskie and tagged , , . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *