Ruch drogowy [Indie]

Przejście dla pieszych?

Prowadzenie samochodu w Indiach wymaga nabycia pewnych specyficznych umiejętności. Ruch drogowy na pierwszy rzut oka przypomina być może mieszankę chaosu i nieprzewidywalności. W rzeczywistości rządzi się pewnymi prawidłami, które dają się jakoś skwantyfikować.

Po pierwsze, w Indiach nie używa się lusterek. To zbędny gadżet, który dodają chciwe firmy motoryzacyjne. Najlepiej od razu złożyć, bo inaczej wcześniej czy później się porysuje, ale urwie. Jazda bez lusterek europejskim kierowcą może wydawać się trudna, albo wręcz niemożliwe. Nic bardziej mylnego. No bo jak zorientować się co się dzieje za mną? Tylko po co? w Indiach to co jest z tyłu interesuje tylko tego kto jest z tyłu. Proste! Chcesz zmienić pas? Zmieniasz, a pojazd obok Ciebie (jeśli tylko jest minimalnie za Tobą) musi zrobić Ci miejsce. Chcesz z lewego pasa skręcić w prawo? Nic prostszego! Wszyscy inni muszą się dostosować.

Po drugie w nocy jeździmy tylko na długich. Długo nie mogłem tego zrozumieć, dlaczego koniecznie trzeba oślepiać innych uczestników ruchu, ale teraz wydaje mi się, że już wiem. Lepiej kogoś oślepić niż przejechać niefrasobliwego pieszego, który wieczorową porą spaceruje sobie środkiem drogi. To dlaczego piesi to robią, nadal pozostaje dla mnie tajemnicą.

Po trzecie, pierwszeństwo. Ma je zwykle większy. Autobus ma pierwszeństwo przed osobówką, osobówka przed motorem, motor przed rowerem, a rower przed pieszym. Proste. Nie prawda? My jako posiadacze SUVa w tej drogowej drabinie plasujemy się powyżej osobówki, ale zdecydowanie za autobusem i ciężarówką. A co jeśli spotkają się dwa samochody tej samej klasy? Pierwszeństwo ma ten z większym ego. Wydawałoby się, że taka zasada nieuchronnie prowadzić będzie do stłuczki. Może brzmi to niewiarygodnie, ale w przeważającej większości przypadków nie. Dlaczego tak się dzieje wyjaśnia prawo drogowe numer 4.

Po czwarte spodziewaj się niespodziewanego. Bez względu na to jak pewnie wygląda sytuacja na drodze trzeba wziąć poprawkę na to, że wydarzy się coś zupełnie niezwykłego. A to, że pieszy wyjdzie nam na drogę, a to, że krowa położy się na środku szosy, a to, że na autostradzie ktoś jechać będzie pod prąd (na zwykłych drogach jest to zachowanie dość powszechne). Wyobraźnia przeciętnego europejskiego turysty nie jest w stanie ogarnąć katalogu możliwych zdarzeń drogowych. Zbyt dobrze mamy wpojone zasady i reguły, bo sobie wyobrazić na ile sposobów można je złamać.

To prawo to swego rodzaju miecz obosieczny. Bo skoro wszyscy biorą poprawkę na wszystkich to jest to swego rodzaju zachęta dla kreatywności. Skoro wszyscy spodziewając się, że ktoś jechać będzie pod prąd to ja też spokojnie mogę jechać pod prąd – myśli przeciętny indyjski kierowca.

I choć te opisane powyżej zasady działają przeważającej ilości przypadków. To niestety nie zawsze. Czasem trafi się dwóch kierowców o wybitnie rozbudowanym ego, czasem ktoś się zagapi, czasem wydarzy się jednak coś zupełnie niespodziewanego. W rezultacie ruch w miastach jest dość kontaktowy. Normą jest zarysowanie lakieru, czy wgniecenie karoserii. Na takie rzeczy nie zwraca się uwagi. W ogłoszeniach zwykle po prostu zaznacza się, że samochód nosi znamiona użytkowania w delhijskim ruchu drogowym 🙂 My sami po kilku latach doświadczenia możemy powiedzieć, że zdarza nam się jakaś przygoda raz na 1 tys. km.

Prawdziwy problem zaczyna się jednak po wyjechaniu z miasta. Wtedy kierowcy z lubością dociskają gaz, zupełnie nie biorąc poprawki na jeszcze większą nieprzewidywalność podmiejskiej rzeczywistości. W takiej sytuacji nie trudno o wypadek. Nic dziwnego, że Indie z wynikiem ponad 130 tys. osób  zajmują pierwsze miejsce na świecie pod względem ilości ofiar wypadków drogowych. Drugie w tej statystyce Chiny są daleko w tyle. Ich wynik to “tylko” 68 tys. Po części ta wysoka liczba ofiar to efekt ogromnej liczby ludności. Bo gdyby odnieść ilość wypadków do liczby ludności to okazałoby się, że jest ich w Indiach tylko nie wiele więcej niż w Polsce. 130 tys. zgonów w 1,3 mld społeczeństwie daje prawie taki sam wynik jak 3,6 tys. ofiar na 38,5 mln Polaków. Warto jednak także zerknąć na liczbę samochodów a nie osób. Tu już Indie nie mogą równać się z Polską. Na 100 000 pojazdów zmechanizowanych w Polsce w wypadkach drogowych ginie 18 osób, a w Indiach 315! Skąd ta różnica  w obu statystkach? Po prostu w Indiach jest tylko dwa razy więcej samochodów niż w Polsce! Zresztą jeszcze pięć lat temu liczba samochodów jeżdżących po polskich i indyjskich drogach była mniej więcej równa. Od tego czasu Indie przeżywają prawdziwy motoryzacyjny bum. Rocznie przybywa po kilka milionów pojazdów, a w raz z nimi rośnie liczba ofiar drogowych wypadków…

Wielu naszych znajomych z dużym zdziwieniem przyjmuje fakt, że prowadzimy w Indiach auto. Moim zdaniem więcej odwagi niż wsiadanie za kółko wymaga jednak zaufanie kierowcy taksówki, czy wypożyczonego samochodu. Bez dwóch zdań. Po jakimś czasie można się bowiem przyzwyczaić. Na mnie prowadzenie w Indiach działa nawet odstresowująco. Jak już usiądę za kółkiem, to muszę się tak skupić, że zapominam o problemach dnia powszedniego…

This entry was posted in Indyjskie and tagged . Bookmark the permalink.

2 Responses to Ruch drogowy [Indie]

  1. janek says:

    Sebastian, świetne. Cholernie celne. Wszystkiego najlepszego w NR

  2. Bastek says:

    Dziękujemy za kolejne miłe słowa i życzenia. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i powrotu do Indii.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *