Shilong stolica Megalayi – jednego z najmniejszych stanów Indii – na pierwszych rzut oka nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia. Brudne ulice, chaotyczny ruch, tekturowo-betonowe domy, do tego siąpiący deszcz. Indyjski standard.
Ludzie tylko jacyś inni, bliżej im do Birmy, czy Tajlandii niż do Indii.
Bardzo kolorowy lokalny targ.
Sklep mięsny
Mieszkańcy Shillong to nałogowi hazardziści. Sześć razy w tygodniu w mieście odbywa się loteria, taki rodzaj polskiego totolotka, którą śledzi połowa miasta. Trzeba przyznać, że jej forma jest bardzo oryginalna. Losowanie odbywa się na jednym z miejskich stadionów. Tam członkowie głównych klubów łuczniczych z okolic Shilong 6 dni w tygodniu, dwa razy dziennie przez trzy minuty strzelają do przypominającego tarczę pnia. Szczęśliwy numer to dwie ostatnie cyfry łącznej liczby strzał, które w danej serii osiągną cel (zwykle jest ich kilkaset). I tak jeśli tego dnia w tarczy znalazły się 543 strzały, to w loterii wygrywają wszyscy ci, którzy obstawili numer 43.
Już dawno wpisałam indyjskie Siedem Sióstr na listę "must see", ale po Twoich ostatnich dwóch wpisach lądują w pierwszej piątce!