Jednym z najsilniejszych wspomnień jakie pozostaną nam z wyjazdu do Sikkimu są z pewnością tamtejsze drogi. Wciśnięty między Nepal, Tybet i Bhutan Sikkim jest jednym z najmniejszych stanów Indii (gdyby nie Goa byłby najmniejszy). W linii prostej ma może 80 na 100 km. Raczej niewiele, w szczególności jak na indyjskie warunki. Wydawać by się mogło, że przejazdy nie będą zajmować nam więc zbyt wiele czasu. Nic bardziej mylnego. Mimo niewielkich rozmiarów Sikkim ma bowiem bardzo bogatą rzeźbę terenu znaną potocznie jako Himalaje. W rezultacie przejazd z punktu A do punktu B (oddalonych od siebie o przysłowiowy rzut kamieniem: powiedzmy 25 km) zajmuje średnio 4 do 5 godzin i w większości przypadków wymaga przejechania prawie 100 km, zjechania 1 000 m i wjechania 1 000 m, bo punkt A i B rozdziela zwykle jakaś dolina. Drogi kręcą się bardziej niż wąż boa. Nic dziwnego, że w czasie pierwszej takiej przejażdżki Janka odmówiła jazdy tyłem, sugestywnie wymiotując cały wcześniej z apetytem wciągnięty obiadek. Później wszystko było już w porządku, ale na wszelki wypadek sadzaliśmy ją już tylko przodem do kierunku jazdy.
Drogi na szczęście są dość szerokie i mają niezły asfalt (co nie oznacza, że nie da się znaleźć odcinków nieco bardziej wymagających).
Te ostatnie dwa fragmenty kręciliśmy podczas wycieczki do położonego na wysokości 3 700 metrów jeziora Tsogmo.
Niezle. W Polsce chyba nie ma tak dlugiego tunelu!
To byl jedyny tunel na trasie.