Słyszę, że w Polsce popularne stało się wrzucanie zdjęć z egzotycznych plaż/aplejskich stoków. Świetnie wpasowujemy się w ten nowy trend, bo w świąteczno-noworocznej przerwie byliśmy i nad morzem i w górach. Akurat trafiliśmy na okres względnie stabilnej sytuacji epidemicznej i mimo pewnych nerwów wyjechaliśmy jeszcze przed tłumami na plaże Hainanu – chińskich Hawajów, a potem na kilka dni do jednego z narciarskich ośrodków, w których odbywać mają się w przyszłym roku zimowe igrzyska olimpijskie.
Chwilę później sytuacja okołokoronowirusowa się mocno skomplikowała, w stolicy i okolicach zaczęły się pojawiać przypadki zakażeń (łącznie z jakieś kilkaset) i w rezultacie ponad 20 mln ludzi w Peknie i sąsiednim Hebei znalazło się w totalnym lockdownie (bez możliwości wychodzenia z domu), a my w zasadzie nie możemy wyjeżdżać poza Pekin. Najważniejsze, że szkoła naszych dzieci nadal działa w tradycyjnym trybie (tyle tylko, że po powrocie z ferii dzieciaki i nauczyciele musieli przedstawić negatywny wynik testu na COVID-19). Jak to się bedzie dalej rozwijać zobaczymy. W każdym razie Chińczycy w walkce z epidemią nie idą na żadne kopromisy. Np. ostatnio znów zaostrzyli przepisy i wszyscy przyjeżdżający z zagranicy muszą zrobić sobie łącznie jakieś 7-8 testów i spędzić w kwarantannie już nie 14 a 21 dni. A mówi się o wydłużeniu tego okresu o kolejny tydzień.
Ale wróćmy do tych przyjemnych chwil plażowania:
i szusowania: