Najważniejszą częścią wyjazdu był trekking w Parku Narodowym Singalila. Jak można było się zorientować z wcześniejszych wpisów cały nasz pobyt w Sikkim i Zachodnim Bengalu podporządkowany był przygotowaniom do tego kulminacyjnego punktu programu. W Sikkimie chcieliśmy poćwiczyć noszenie dzieciaków w nosidełkach, sprawdzić sprzęt, dokupić brakujące ubrania i jedzenie, złapać lepszą formę i odpowiednią aklimatyzację. Wszystko to udało się zrealizować. Nawet pogoda zaczęła nam sprzyjać. Pełni dobrych myśli opuściliśmy Darjeeling i udaliśmy się do Mane Bhanjan punktu startowego na Singalilę. Załatwiliśmy formalności, wynajęliśmy przewodnika i dwóch tragarzy (podczas gdy my mieliśmy nosić dzieci, tragarze mieli dźwigać nasz dobytek) i poszliśmy spać, w napięciu oczekując jutra.
Trekking zaplanowaliśmy na 5 dni. Przez pierwsze dwa dni szło się stosunkowo przyjemnie. Niestety po dotarciu na szczyt grani (3 600 m) i spędzeniu nocy zorientowaliśmy się, że warunki pogodowe nas nieco przerastają i nie ma mowy o dalszym spacerze, bo jeśli nawet nas z grani nie zwieje, to dzieciaki nam tak przewieje, że życia nam i im się odechce. Nie mieliśmy więc wyjścia i zawróciliśmy. Na szczęście o poranku udało nam się jeszcze obejrzeć wschód słońca i całkiem niezły widok Kanczendzongi.
W sumie przez 4 dni przeszliśmy 61 km podchodząc 2 tys. metrów i tyle samo schodząc.
Trekking z dziećmi to jednak zupełnie inna para kaloszy. Trzeba być świetnie przygotowanym, mieć sprawdzony sprzęt, rozpoznanie logistyczne i przyzwoitą kondycję. Wszystkie te elementy są ważne. Bo z dzieciakami w takich górach nie ma żartów. Nosidła muszą być wygodne (bo jak tylko maluchowi coś zacznie nie pasować, to już jest po wędrówce). Dzieciaki muszą być przyzwyczajone do takiego podróżowania, a rodzice muszą mieć nie tylko siłę je dźwigać, ale przewijać, karmić i się z nimi bawić. Wysiłek to nieprzeciętny. Nic dziwnego, że Maryś wróciła z wyjazdu o 5 kilogramów lżejsza.
W tle piękne widoki, ale o tym jeszcze będzie.
Fajna górska ścieżka.
Michatek zdecydowanie wolał siedzieć w nosidełku.
Na chodzenie decydował się wyjątkowo rzadko.
Przeszedł łącznie może z kilometr.
Janka też próbowała swoich sił.
Kurcze, to nie wiem czy nie musimy odwolac trekingu 🙁 U nas kondycji za grosz nie ma….
Do września jeszcze zdążycie poćwiczyć.