Przewodnik Lonely Planet po Indiach ma ponad tysiąc stron. A i to, jak się okazuje, za mało, by opisać wszystkie atrakcje i ciekawostki Indii. Przekonaliśmy się o tym po raz kolejnym tym razem w Patiali (LP nie poświęca jej nawet pół strony). Miasto jest trochę zapomniane, na pierwszy rzut oka nie sprawia zbyt dobrego wrażenia. Typowa indyjska betonowa zabudowa, zupełny brak zagospodarowania przestrzeni, jednym słowem wystarczy spojrzeć i od razu chce się o widoku zapomnieć. I w zasadzie tej definicji poddaje się prawie cała Patiala. Prawie, bo nam udało się odnaleźć trzy obiekty, które od tej reguły odbiegają. Oczywiście nie są to atrakcje pierwszego planu, a raczej miejsca dla koneserów, poszukujących ciekawostek, ukrytych z dala od ubitych szlaków.
Po pierwsze Moti Bagh Palace
Gdzie znajduje się taki o to ciekawy zwodzony most.
I galeria – niestety zamknięta na czas renowacji
Naszym dzieciakom spodobał się za to zdezelowany plac zabaw.
I ta o to toaleta na otwartej przestrzeni.
Spacer tylko z mamą.
Zupełnym przypadkiem trafiliśmy też do tego collegium.
A na koniec zwiedziliśmy fort.
Który wyrasta w samym centrum miasta.
Zaniedbany jest niemiłosiernie.
Ale od razu widać, że za czasu jego świetności przepych i bogactwo musiały się przelewać przez forteczne mury.
Szkoda tylko, że większa część nie jest w ogóle udostępniona dla zwiedzających.
Można się tylko udać na space pomiędzy murami wewnętrznymi i zewnętrznymi.
I zwiedzić obłędne muzeum – z tyłu. Szkoda tylko, że – tak jak cały kompleks – jest niemiłosiernie zaniedbane…