Po przyjeździe z Indii wpadliśmy w prawdziwy wir spotkań, zajęć, zobowiązań. Chcieliśmy zobaczyć się ze wszystkimi i z każdym z osobna. Nadrobić pięć lat w półtora miesiąca. Prawdziwe szaleństwo. Do tego czekało nas mnóstwo wyzwań związanych z nowym życiem w Polsce: mieszkanie, praca, szkoła, przedszkole, żłobek, formalności. Nic dziwnego, że już po paru dniach dzieci na “załatwianie spraw” reagowały alergicznie. Na szczęście babcia i dziadek bardzo nam pomogli, wybawiając nasze maluchy od wizyt w urzędach, instytucjach i sklepach wielkopowierzchniowych. Dziękujemy!
Przez pięć lat zdążyliśmy już porządnie za Polską zatęsknić i trochę nawet zapomnieć jak jest u nas fajnie. Cieszyliśmy się na powrót także dlatego, że w lipcu mieliśmy zaplanowany krótki rodzinny wyjazd. Tym razem właśnie w Polsce. Połączenie przyjemnego z przyjemnym. Podróżowania i spotkań z najbliższymi. Pomysł z sukcesem testowany rok temu we Włoszech, tym razem wdrażaliśmy w życie w Bieszczadach. Wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę. Towarzystwo jak zwykle dopisało, pogoda też była w porządku. Zakotwiczyliśmy się w góralskiej chacie z basenem! Tak z basenem właśnie! Okazuje się, że wcale nie trzeba jeździć do toskańskich wzgórz, by zażyć takich luksusów. Co to się porobiło!
Pamiątkowa fota ekipy (prawie całej).
Najbliższe kilka postów będzie właśnie o Bieszczadach.