Weekend w Krynicy [Polska]

Dzień pierwszy spędziliśmy w okolicach Wierchomli. Pierwszą atrakcją był wjazd wyciągiem krzesełkowym. Na górze, podobnie jak i na dole, pogoda pozwalała na delikatny optymizm. Było mocno pochmurno, ale na razie nie padało. Postanowiliśmy przejść się do Schroniska nad Wierchomlą. Niedługo potem zaczął kropić deszcz. Dzieciaki jakoś dreptały do przodu. Michaś tropił lisa, Janka i Basia bawiły się w poszukiwanie i zdmuchiwanie mleczy. Polskie łąki to kolejne odkrycie tego lata. Ile na nich atrakcji (takie mlecze np.), a i ile niebezpieczeństw (np. pokrzywy). Wszystko nowe i nieznane. W Indiach przecież takich cudów nie było. Schronisko bardzo klimatyczne. Do tego miało niewielki plac zabaw i niezłą kuchnię (zupa ze wspomnianych wcześniej pokrzyw). Po krótkim popasie zbieramy się do wyjścia. Na zewnątrz ciemne chmury, ale nie dajemy się zniechęcić. Do Wierchomli dotrzemy na piechotę. Droga czarnym szlakiem stabilnie traci wysokość. Padający deszcz zapewnia dodatkowy dreszczyk emocji i lepszy ślizg. Michaś przy przekraczaniu strumienia traci równowagę i ląduje po kostki w wodzie. Przekuwamy porażkę w sukces i sprawdzamy, czy alternatywną trasą można było przejść suchą nogą. Okazuje się, że wariantów było całkiem sporo. Deszcz na szczęście przestaje padać i możemy spokojnie wrócić do celu. Wypad dostosowany do dzieci, ale udany.

Drugi dzień też mija nam raczej leniwie. Robimy sobie spacer na górę Parkową. Michaś chwilę marudzi, ale z czasem się rozgrzewa i spokojnie wdrapuje się na sam szczyt. Janka też ma parę słabszych chwil, ale ostatecznie też sobie radzi. Basi za to dobry humor nie opuszczał od początku do końca – może dlatego, że całą trasę zrobiła w nosidełku? Na górze czeka na nas mnóstwo turystów – większość wjechała na szczyt kolejką. Na osłodę po trudach wędrówki jest za to park zjeżdżalni. Takiej atrakcji nie możemy przepuścić. Specjalnie przygotowane kilkumetrowe ślizgawki budzą nieskrywaną ekscytację maluchów. Zabawa przednia. Po krótkim odpoczynku schodzimy do miasta, zjadamy obiad i dopełniamy brzuchy lodami. Na deser wypijamy wodę w domu zdrojowym – dzięki temu pobyt w Krynicy można uznać za dopełniony.  Teraz możemy spokojnie przenieść się do Krakowa by obejrzeć raczej jednostronny pojedynek Polski z Irlandią.

(Fragment relacji autorstwa Bastka z lekkim retuszem. Bastek od lat konsekwentnie opisuje wszystkie nasze mniejsze i większe wyprawy i – co ciekawe – często sięga do tych opisów, żeby odtworzyć konkretny wyjazd, a nawet weekend)

 

 

 

 

 

 

 

 

Serdecznie dziękujemy Angelice i Wojtkowi – pomysłodawcom i gospodarzom tego wspaniałego weekendu oraz Joli i Matowi – jego niestrudzonym towarzyszom.

This entry was posted in polskie. Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *