
Sytuacja rozwija się dynamicznie. W weekend w Pekinie wykryto ponad 40 przypadków COVID-19, głównie w dzielnicy Chaoyang, czyli tu gdzie my mieszkamy. Władze przyznały, że korona mogła się już w stolicy rozwijać od tygodnia i to mimo tego, że każdy przyjeżdzający do stolicy musi zrobić sobie co najmniej dwa testy… I zaczęło się szaleństwo. Najpierw w całej dzielnicy zarządzono masowe testy dla 3,5 mln mieszkańców, potem zdecydowano, że będą powtórzone w środę i piątek. Przy okazji testy wprowadzono też w pozostałych dzielnicach miasta (łącznie jakieś 22 mln osób). Dzięki tej akcji udało się wychwycić sporo nowych przypadków – w ciągu ostatnich 24 h – jakieś 40, czyli coś było na rzeczy. Oczywiście z perspektywy chińskich władz, które prowadzą dynamikę zero-COVID. W Polsce nikt by na taką liczbę nawet nie zwrócił uwagi. No, ale tu sytuacja ma się zupełnie inaczej. Co ciekawe do środy trzymały się szkoły. Wczoraj w nocy jednak to się zmieniło. W nocy zarządzono przejście wszystkich placówek w naszej dzielnicy w tryb zdalny. Stać to się musiało naprawdę w nocy, bo informacja do nas dotarła o 5-tej rano, a o 7-mej mieliśmy telefon z administracji z pytaniem, czy na pewno wiemy, że dzieci mają zostać w domu. Na szczęście szkoła była na to przygotowana, zorganizowała się w try miga i już przed ósmą dzieciaki miały linki do zajęć na zoomie. W ciągu dnia pogodziliśmy się z tym, że dzieci będą uczyć się zdalnie. A tu po powrocie z pracy dostaliśmy informację, że wszystkie szkoły w Pekinie zostają zamknięte; do odwołania. Szkoła liczy, że po majowych feriach sytuacja wróci do normy, ale jak będzie – nikt nie wie. Przy okazji atmosfera w całym mieście się zagęściła, a restrykcje wchodzą na nowy poziom: kilka kwartałów jest już w lockdownie, wszędzie sprawdzają temperaturę i każą się rejestrować w elektronicznej aplikacji, na ulicy maseczki nosi 90% ludzi, bez ważnego testu (48h) do wielu budynków nie da się wejść, grupowe wycieczki zostały zakazane do odwołania i a w naszej dzielnicy dodatkowo zamknęli wszystkie placówki rozrywkowe. To tylko najważniejsze restrykcje, bo o wielu na pewno zapomniałem, albo nawet w ogóle nie jestem świadomy.
W sumie aż dziw bierze, że jeszcze zastanawiamy się, czy gdzieś jednak nie wyjechać na długi weekend. Oczywiście w granicach miasta. Myśleliśmy wyjeździe z namiotem na jeden kemping. W środę dali znać, że bez ważnego testu nie przyjmują, ciekawe czy do weekendu w ogóle się nie zamkną… A nawet jak nie to i tak nie wiem, czy warto się szarpać…