Jesienny wypad do Grecji był strzałem w dziesiątkę. W czasie tygodniowego wyjazdu udało nam się na jednym ogniu upiec kilka bardzo smacznych pieczeni. Zobaczyliśmy słynne skalne klasztory w Meteorach. Liznęliśmy trochę antycznej Grecji. Tu w roli przewodnika doskonale sprawdził się Michaś, który nie tylko jest fanem mitologii, ale na dodatek akurat był na etapie czytania serii Ricka Riordana. Z pewnością znawcy rozpoznawał posągi kolejnych bogów i herosów opowiadając o ich przygodach. Udało nam się też odwiedzić naszych starych znajomych z Indii, u których w domu mogliśmy się zatrzymać podczas etapu ateńskiego. Dzięki temu i my i dzieciaki mieliśmy fajne towarzystwo i nie odczuliśmy tak bardzo trudów podróży. Dzięki inicjatywie ambasady w Atenach uczciliśmy też przypadające 11 listopada 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości oglądając pokaz ludowych tańców, śpiewając patriotyczne pieśni i jedząc pączki. Najfajniejszym przeżyciem, zwłaszcza dla Bastka, był jednak zdecydowanie udział w Ateńskim Maratonie. Tym klasycznym. Tak właśnie tym. Tym, którego trasa prowadzi śladami Filippidesa. Ten grecki posłaniec w 490 r. p.n.e., po wygranej bitwie z Persami pobiegł do Aten, by obwieścić zwycięstwo i ostrzec mieszkańców, że płynie ku nim perska flota. Po przekazaniu tej wiadomości miał paść martwy. Historycy twierdzą, że to kolejny mit. Być może, ale trzeba przyznać, że niezwykle romantyczny. No i wyjątkowo dobrze rezonuje w głowie każdego kto chciałbym przymierzyć się do tego koronnego dystansu 42 km 195 metrów.
Długość biegu maratońskiego to zresztą kolejna ciekawa historia. Gdy w czasach nowożytnych zaczęto biegać maratony, długość trasy nie była jednoznacznie określona i oscylowała w okolicach 40 km – tyle ile mniej więcej wynosi odległość z Maratonu do centrum Aten nieco dłuższą, ale mniej pagórkowatą drogą. Te dwa kilometry i sto dziewięćdziesiąt pięć metrów, które stanowią niecodzienny dodatek (i które większości biegaczy tak bardzo dają się we znaki) zawdzięczamy nie Grekom, a … Brytyjczykom. Są pozostałością po Igrzyskach Olimpijskich w Londynie z 1908 roku. Organizatorzy wydłużyli wtedy nieco trasę, tak by kończyła się dokładnie przed trybuną honorową. W 1921 roku na podstawie tamtej długości ustalono wykorzystywany do dziś oficjalny standard 42 km 195 m.