– What is his name?
– Michael.
– Michael? Michael Jackson (hihi).
Początkowo wydawało się, że Michaś znosi to całe zamieszanie bez większych problemów. Ostatnio mamy jednak wrażenie, że doszedł do wniosku, że język to każdy ma, ale własny. Nie ma więc co się uczyć mowy mamy, taty, niani, czy spotkanego na ulicy przechodnia, skoro można nazywać wszystko po swojemu.
Bazą do językowych eksperymentów wciąż pozostaje polski, ale coraz częściej nowe słowa Michatka brzmią jak zupełnie pozbawione ziemskiej logiki. No bo jak wytłumaczyć to, że piłka nazywana jest “bimbi”, a słowa “kungi” i “bimba” są pochodną… no właśnie… nie do końca wiadomo czego, ale wiadomo, że chodzi o “płatki kukurydziane” i “ketchup”.
Z ciekawostek lingwistycznych zaobserwowaliśmy też pewne próby łączenia różnych języków. Przykładem są tu “pankeki”, czyli naleśniki znane po angielsku pod nazwą “pancakes” i “dziu”, czyli sok.
Nelum Polelum jak na razie komunikuje się głównie po polsku, ale znajome dzieci wymyśliły takie fajne pl-eng słowa jak kolor "pinkowy", owoce "orandżka" czy "apuszko" :).
dla mnie jabłko to apo, kwiatki to api, a sport to dziuś. a niby wszyscy dookoła mówią po polsku. nie próbujcie za nami nadążyć, bo was głowy rozbolą, hihi 🙂
to Michaś powinien z Jacksonem po tych indiach jeździć 🙂