Zhangjiajie Grand Canyon [Chiny, Hunan]

Ostatnią atrakcją Zhangjiajie, którą odwiedziliśmy był Wielki Kanion, a w nim największy szklany most na świecie. Ja w Chinach odkryłem, że autentycznie boję wchodzić na tego typu konstrukcje. Z pewnością nie jest to typowy lęk przestrzeni, bo mogę spokojnie patrzeć w dal, czy nawet w dół przez barierki, ale gdy tylko stanę na szkle i spojrzę pod siebie zaczynam odczuwać paraliżujący strach. Masakra. Co ciekawe, ani dzieciaki, ani Marysia nie mają żądnych problemów z wchodzeniem, czy nawet leżeniem na tego typu atrakcjach. Na szczęście samo przejście mostem nie było aż tak długie, a dzięki temu, że jest on tylko częściowo zrobiony ze szkła, mogłem przedostać się na drugi brzeg bez robienia sensacji.

Potem było już zdecydowanie przyjemniej. Musieliśmy jeszcze pokonać kilka typowych atrakcji typu zip-line, zjeżdżalnie, jakieś skalne windy i jeden niewielki szklany chodnik, ale gdy już zostawiliśmy te cuda za sobą czekał na nas bardzo urokliwy wąwóz bez tłumów turystów. Z czasem się zorientowaliśmy, że niewielkie jeziorka towarzyszące nam na trasie to efekt systemu tam i zapór, ale cóż zrobić? taka już natura typowych chińskich atrakcji.

Posted in chinski | Tagged , | Leave a comment

W parku Gór Awatara [Chiny, Hunan]

Główną atrakcją, która ściągnęła nas do Hunanu były oczywiście tzw. Góry Awatara, które mieszczą się w Parku Narodowym Zhangjiajie. Park jest naprawdę duży. I choć wiele osób obskakuje tylko główne atrakcje w parę godzin, to warto poświęcić na niego trochę więcej czasu, szczególnie, że bilet ważny jest przez 4 dni.

Posted in chinski | Tagged , | Leave a comment

Tianmenshan [Chiny, Hunan]

Pierwszą atrakcją, którą oglądaliśmy była Tianmenshan 天门山, czyli Góra Niebiańskiej Bramy. Jak zerkniecie na zdjęcia do od razu będziecie wiedzieli skąd nazwa (przynajmniej jeśli chodzi o człon “brama”).

Z Pekinu jechaliśmy całą noc sypialnym pociągiem do Changshy, tam wynajęliśmy samochód i kolejne 4 godziny spędziliśmy na autostradzie. Nic dziwnego, że gdy podjechaliśmy pod Tianmenshan byliśmy nieco zmęczeni. Tylko trochę pomogło to, że po przyjeździe na miejsce stanęliśmy jeszcze na jakieś jedzenie. No i to zmęczenie jednak dało nam się we znaki. Zamiast się na spokojnie rozejrzeć i zastanowić, stanęliśmy z tłumem turystów jak te barany w kolejce do wyciągu. I po godzinie stania dowiedzieliśmy się od bileterki, że to nie ta kolejka. Potem już na szczęście poszło sprawnie. Okazało się bowiem, że kupiliśmy bilet na tę samą trasę tyle tylko, że zwiedzać będziemy w odwrotnym kierunku. Przy właściwym wejściu w ogóle nie było ludzi i mieliśmy cały 20 osobowy wagonik na wyłączność.

Na górze już nie było aż tak pięknie, bo minęliśmy sporo ludzi szczególnie idących w drugą stronę, ale na szczęście w paru miejscach (gdy tylko udało na się zejść z głównego szlaku) byliśmy zupełnie sami. Tak generalnie Tianmenshan to taka typowa górska atrakcja w stylu chińskim. Niezwykłe okoliczności przyrody, ale ze ściśle wyznaczoną trasą zwiedzania i dodatkowymi elementami ułatwiającymi zwiedzanie. W tym wypadku zaliczyliśmy: autobus, dwie kolejki górskie, jeden wyciąg krzesełkowy, ciąg ruchomych schodów (w górach!), jeden most wiszący i szklane chodniki. Połowa z nich należało do programu obowiązkowego, czyli np. gdyby ktoś chciał wejść na górę na piechotę, to takie rozwiązanie nie było w ogóle możliwe, bo turyści wpuszczani są tylko kolejkami linowymi :). Nam udało się ominąć jedne schody ruchome, ale drugie były już obowiązkowe…

Posted in chinski | Tagged , | Leave a comment

Zhangjiajie – trzecie podejście [Chiny, Hunan]

Do trzech razy sztuka. Znów w zasadzie do ostatniej chwili nie byliśmy pewni, czy tym razem się uda, ale w końcu dotarliśmy do Zhangjiajie – czyli słynnych awatarowych gór. A do tego sprzyjała nam pogoda, no może bez przesady, bo szału nie było, ale przynajmniej nie padało “i dach nie przeciekał” :). Na zachętę kilka zdjęć – głównie nas, krajobrazy będą później.

Posted in chinski | Tagged , | Leave a comment

Poszedłem w góry [Chiny, Pekin]

W Wielkanoc mieliśmy gości. Parę tygodni temu Marysia odkryła, że ma kuzynkę w Szanghaju. Jakie są szanse na znalezienie rodziny na drugim krańcu świata? Pochodząca z Polski, a wychowana w Niemczech kuzynka, mieszka od paru lat w Szanghaju. Wyszła za Chińczyka i ma z nim dwójkę dzieci. Uwierzycie? Przyjechali do nas na wielkanocną sobotę. Wykorzystując jako dodatkowy pretekst polonijne spotkanie organizowane w Ambasadzie. Dzieci ni w ząb nie mówią już po polsku, ale całkiem sprawnie radcą sobie po chińsku, niemiecku i angielski (i właśnie ten ostatni język był medium wspólnej komunikacji).

W niedzielę i poniedziałek mieliśmy już wolne. Postanowiłem, więc wykorzystać okazję i wybrać się w góry na dłuższy spacer. Miałem tę konkretną trasę na oku już od roku. To był taki COVIDowo/lockdownowny project – wychodząc z miasta dojść na najwyższą górę Pekinu Lingshan 灵山 (2303 m). Brzmi to może banalnie, ale administracyjny Pekin jest na tyle duży i na tyle pofałdowany, że taka trasa to przysłowiowe “nie w kij dmuchał”. Jakieś 100 km drogi po górach i to takich całkiem sporych. Na tyle sporych, że suma podejść to ponad 5000 metrów. Do tego większość trasy to kompletne odludzie bez wody i często bez zasięgu. Te ostatnie czynniki zadecydowały o tym, że ostatecznie zmieniłem kierunek i ruszyłem z Lingshan w kierunku Pekinu. Ponieważ szedłem bez supportu – musiałem wziąć ze sobą całe jedzenie i wodę na drogę (łącznie 15 kg). Zakładałem, że z takim bagażem będę tylko szedł (bez biegania), co niestety oznaczało, że wycieczka trwać będzie dłużej. Dałem sobie na to całe ćwiczenie 33 h (z marginesem 3 h zapasu). Zaczynając w niedzielę rano, chciałem skończyć w poniedziałek przed wieczorem – wszystko przy założeniu ciągłego marszu nocą (bez spania) i bez zbędnych przerw. Ogólny plan przewidywał, że w nocy będę trzymał się raczej dróg utwardzonych i asfaltów, ale rzeczywistość okazała się znacznie ciekawsza. Przez dobre dwa kilometry przedzierałem się w totalnych ciemnościach przez jakieś dziwne krzaki po zapomnianych i ledwie widocznych ścieżkach (polecam filmik) i parę razy forsowałem jakieś niespodziewane ogrodzenia dzielące skalne wąwozy. Mimo to wszystko szło w miarę dobrze mniej więcej do 60 km, kiedy zdałem sobie sprawę, że zaczęły mi się na stopach robić potężne odciski. To dał znać o sobie ciężki plecak i miękkie buty. Trasa była na tych odcinkach dość trudna technicznie i w rezultacie spadło mi tempo. Na tyle, że gdzie koło południa w poniedziałek, czyli po jakiś 26 h postanowiłem skrócić wycieczkę i zakończyć ją na szczycie Miaofengshan 妙峰山 (1330 m) – innej bardzo znanej górze Pekinu. W 28 h przeszedłem jakieś 85 km podchodząc łącznie 4000 m i mniej więcej tyle samo schodząc. Dlaczego? Nie wiem, wciąż sam staram się sobie odpowiedzieć na to pytanie 🙂

Posted in chinski | Tagged , | Leave a comment